OK
Witam Was Kochani i bez zbędnych wstępów zapraszam do kolejnego spotkania z rodzinką Scott.
W Barnacle Bay było tak pięknie i słonecznie, a u nas...
Znowu to samo! Zimno, ciemno i brzydko! Lizzy woła maluchy do domu, jest za zimno na zabawę w ogrodzie.
Tego popołudnia Marianna i John wracają do domu z szósteczkami w dzienniczkach. I o ile Marianna jest cała szczęśliwa i w skowronkach, o tyle John coś nie bardzo jest w sosie. Wraca do domu ze skwaszoną miną i w złym humorze. I to właśnie ten zły nastrój stanie się powodem tragicznych wydarzeń tego dnia...
Ale po kolei
Pamiętacie, jak na poprzednich urodzinach John senior podczas przemiany syna w nastolatka padł na kolana przed Lizzy?
Teraz co prawda nie padł na kolana, ale:
Właśnie w chwili, gdy John junior przemieniał się w młodego dorosłego, jego tata nagle wziął Lizzy w ramiona i złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Yyy... tego to i ja się nie spodziewałam. Co on ma do tych przemian syna? Nawet nie chcę myśleć.
Ale, ale
Nie wiadomo, czy to akurat to niestosowne zachowanie taty, czy też jakieś wcześniejsze wydarzenia w szkole spowodowało, że młody solenizant wybiegł z pokoju do kuchni.
W której runął na podłogę ...
O co chodzi??? Nagle w grze pojawiła się złowieszcza muzyka, nagle wszyscy zbiegają się w kuchni.
Lamentują. Zjawia się nieproszony gość: Mroczny. Spisuje naszego Johna na straty. Dalej jestem w szoku, bo nie wiem co się stało. Jak można umrzeć z takiego powodu?
Marianna podbiega do Mrocznego, błagając go o litość. Mroczny coś tam mruczy pod nosem, jednak w końcu ulega jej prośbie.
John został przywrócony do życia.
Jednak moje zdziwko nie mija. Szybko wyprowadzam młodych dorosłych z domu i zajmuję się pozostałą cielotką.
Dzieci są przerażone i zmęczone. Lizzy musi je uspokoić i położyć do łóżeczek. Sama też jest wykończona minionym dniem.
I kiedy w końcu udaje jej się uśpić Henrygo i Mary...
Zaczyna się poród. Na świat przychodzi Fanny (94)
Imię po Fanny Price, głównej bohaterce "Mansfield Park" Jane Austen oczywiście.
Oj zapowiada się kolejna ciężka noc...
Piątek - szósty dzień wiosny
Czy kogoś jeszcze to zdziwi, jak napiszę, jaką to mamy pogodę?Otóż moi Kochani: jest kurcze: zimno, brzydko i ciemno, jak ... Nie dokończę, chociaż naprawdę mam na to ogromną ochotę.
Jednak mamy Dzień Miłości, więc odsuńmy złe emocje i poprawmy sobie humor
A co dziewczynom najlepiej poprawia humor? Nowa kiecka!
Nowa sukienka, schowana pod płaszczem... Trudno.
I tu dochodzimy do momentu, w którym mnie zmroziło. Otóż Kochani, kiedy nasza Lizzy dekorowała dom w serduszka, radośnie przy tym nucąc "Power of Love" coś się stało...
Nagle posmutniała.
A kiedy wyszła sprawdzić, jak się prezentują nasze ozdoby domu:
Wykrzywiła buzię w podkówkę. W rogu ekranu zauważyłam nastrójnik : W żałobie.
Szybko otwieram drzewo genealogiczne. A tam: Nie żyje JOHN SCOTT - SYN. Umarł ze wstydu.
No i teraz to ja już nie wiem nic. Ale jak?
Może i jestem bez serca. Może i powinnam nieco odpuścić, ale... Nie możemy ciągnąć tego wyzwania przez kolejne trzy lata.
Zatem w myśl: SHOW MUST GO ON! Jedziemy dalej z tym koksem. I tak dotarliśmy do Wierzbowej Zatoczki.
Świetnie się składa. Nasza Lizzy akurat nie jest w ciąży i może sobie poszusować, czy po prostu pojeździć na wrotkach. Oczywiście o żadnych tam piruetach nie było mowy, jednak i tak było całkiem fajnie. Tym bardziej, że towarzyszył nam Daichi.
kilku miłosnych interakcjach wypełniamy związane z tym dniem zadania.
I oczywiście nie mogło być inaczej. Dzień Miłości kończymy ogromną Miłością i dobrą nowiną: Lizzy jest w kolejnej ciąży.
Pozostały jeszcze urodziny bliźniąt.
Którzy już mogą pakować swoje tornistry do szkoły!
A u nas nastaje:
Sobota - siódmy, ostatni dzień wiosny i nie uwierzycie...
Silne opady deszczu, zimno i ciemno.
No ja bardzo przepraszam za swoje słowa, ale: Co to ma do jasnej ciasnej być???
Żeby nie było łatwiej ktoś wymyślił najgłupsze święto ever:
Sąsiedzka Bójka.
Kogoś naprawdę poniosło!
Skoro już jednak tak jest, nasza Lizzy wybiera się do baru. Tam pewnie znajdzie jakąś ofiarę do bójki, czy coś.
Ubrała się w dresy i ze swoim ciążowym brzuszkiem wyglądała bardzo groźnie. Tu puszczam do Was oko, ale nie widzicie.
Trafiła na Paulinę Serducho. I chociaż naprawdę się starała sprowokować bójkę oblewając Paulę sokiem...
Nic z tego.
Paulina nie daje się w to wciągnąć. Zamiast tego zaprasza Lizzy do środka. Sama pozostaje pod parasolem, tak na wszelki wypadek. Gdyby zechciało się Lizzy jeszcze raz ją czymś chlusnąć.
Całą tą sytuację obserwuje barman, niejaki: Ashaya Chauhan (swoją drogą, kto wymyśla te imiona i nazwiska?), który uśmiecha się zawadiacko do naszej Lizzy.
Czyżbyśmy mieli kolejnego tatusia do kolekcji.
Ale to zabrzmiało!
I tak mija kolejny dzień naszego wyzwania...
Ostatni dzień najbrzydszej wiosny.
Za tydzień powitamy lato. Oby wreszcie zaświeciło słońce i obym nie musiała za bardzo przeginać z photoshopem.
Pozdrawiam Was moje Kotki i życzę Wam udanego weekendu!