Witam Was, jak zawsze bardzo ciepło i serdecznie:)
Dzisiejszy post będzie nieco dłuższy. Publikuję go w całości, dzieląc jedynie na dwie części ponieważ, jak już kiedyś Wam pisałam, mam problem z planowaniem publikacji. Nie zawsze to co zaplanowane automatycznie się publikowało. Zatem dzisiaj publikuję obydwie części. Poprzerabiałam je nieco by wszystko miało jakiś sens. Kolejny odcinek 129 będzie dostępny dopiero 2 grudnia.
Zapraszam was serdecznie do wzięcia udziału w konkursie a także do odwiedzenia mojego kanału na YouTube już jutro. Wtedy to odbędzie się zapowiedź, odcinek pilotażowy nowego wyzwania, tym razem związanego z grą The Sims 3.
Zapraszam do lektury!
***
Część I
- Powodzenia Lily!
- Dziękuję mamo!
"Coś czuję, że dzisiaj będzie udany dzień!"
Pewnie nie macie pojęcia o co tu chodzi?
Tak więc zacznijmy od początku...
Wracamy do naszego domku...
Domku, w którym Mila wciąż wspomina swoją wizytę w San Myshuno.
"Ach, jak tam było super!" rozmyślała puszczając bańki mydlane. Nagle usłyszała wołanie z dołu:
- Mila! Spóźnisz się do szkoły!
Milena wybiegła z prędkością światła. Tymczasem Emily odebrała telefon od Mikołaja, swojego starszego brata:
- Emi? Słuchaj, bez zbędnych pytań i wyjaśnień... Włóż tę swoją długą, oficjalną suknię i przyjedź do mnie. Teraz.
Emily nie miała ochoty wbijać swój ciążowy brzuszek do wąskiej kiecki, ale przecież nie może zawieść brata...
Przed jego domem zaczęli zbierać się też inni goście, w równie oficjalnych strojach...
Dziwne.
Po chwili pojawił się elegancko ubrany Mikołaj
- Jak się cieszę siostrzyczko, że przyjechałaś. Zapraszamy na patio!
Kiedy Emi przetoczyła się do ogrodu, wszystko stało się jasne.
To było niespodziankowe przyjęcie weselne!
Ania, pięknie wystrojona w białą suknię powitała gości i podziękowała za przybycie.
A potem padła przepiękna przysięga małżeńska.
Goście wiwatowali!
Posypało się konfetti i ryż...
"Ach co to był za ślub"
Nie była to jedyna wielka zmiana w naszej rodzince Scott:
Po pierwsze:
Kiedy Emily bawiła się na weselu, nasz Filip wyskoczył z kołyski.
Jakież było zaskoczenie Emi, kiedy zobaczyła w salonie niebieskowłosego malca w okularkach.
Muszę przyznać, że pierwszy raz mam takiego nietypowego malca. Miałam niebieskowłosą Sarę na samym początku wyzwania, ale chłopczyk jest pierwszy. Dobrałam mu odpowiednio garderobę ale zostawiłam okularki, zmieniając jedynie kolor oprawek.
Po drugie:
Zaczyna się poród!
Emilka nie zdążyła nawet do końca się wykąpać po imprezie a już przychodzi komunikat, że zaczyna się poród.
Na świat przychodzi 51 dziecko naszego wyzwania - Kubuś!
I wreszcie...
Po trzecie:
Pojawia się jeszcze jeden członek w naszej rozgrywce:
Kiedy Milenka wraca ze szkoły zastaje w nim strasznie znudzonego Filipa. Dzieci wyruszyły do parku pobawić się w piratów. Oczywiście nie ma wątpliwości kto dowodzi na tym statku!
- Ej Filip, patrz! To ciocia Oliwia! Ciekawe kto to ta mała dziewczynka?
Dzieci zjechały po trapie i pobiegły przywitać się z ciocią.
Oczywiście najbardziej interesowała je jej towarzyszka.
Oliwia uśmiechnęła się i przedstawiła ją, jako:
- To moja córeczka Lily!
Po krótkiej przerwie potrzebnej by przetrawić informację Mila zaskoczyła:
- Aaa, zaadoptowałaś ją! Fajnie! Mamy kuzynkę!
Dzieci od razu przypadły sobie do gustu.
Tak więc :
Po trzecie Oliwia ma córeczkę o imieniu Lily!
Teraz w trójkę mogą zdobywać swoim pirackim statkiem kolejne wyimaginowane wyspy pełne skarbów.
Jednak chociaż Lily znalazła w Milence materiał na najlepsza psiapsiókę, nie wszystko było tak, jak być powinno.
Cień przeszłości wciąż gdzieś pada na jej nowe życie...
Ale o tym za chwilę.
W naszym domku dwa "niezwykłe" talenty dają popalić swojej mamie...
(zobaczcie do końca)
(zobaczcie do końca)
Tymczasem nasz challenge trwa!
Pora znaleźć kolejnego kandydata na tatusia!
Ooo, ten by się nadawał! Chyba...
Emily spotyka listonosza o imieniu... (uwaga!) Emil!
Emil Kula może i ma nieco dziwną fryzurę jednak szybko wpada, w odpowiedni dla naszych potrzeb, nastrój - flirciarski.
Jeszcze tylko zapodamy serduszkowe ciasteczka i...
Jest nasz!
Nasza Simmama spodziewa się kolejnego potomka!
Co się urodzi? Może tym razem będzie dziewczynka? Tego dowiemy się już w grudniowym odcinku. Tak samo, jak:
Będzie wyglądać mały Kuba, który za chwilę wyskoczy z kołyski oraz
Milenka, która przyniosła szósteczkę, jednak jest na mnie nieco zła.
Strzeliła focha, bo kazałam się jej uczyć pilnie!
To wszystko zobaczycie za dwa tygodnie.
***
Część II
Jak to się stało, że w domu Oliwki pojawiła się mała Lily?
(poza faktem, że pomysł powstał w głowie mojej czytelniczki Oliwii i mojej)
Kiedy po weekendowej wizycie siostrzenica Oliwii, Milenka wróciła do siebie, tutaj zrobiło się dziwnie cicho i pusto. Nie zapełnił tej pustki nowy fotel nabyty na pchlim targu ani żadne inne gadżety, którymi usiłowała zapełnić dom Oliwka.
To była chwila, przebłysk, natchnienie...
Oliwia usiadła do komputera i wystukała adres agencji adopcyjnej. Z bijącym sercem czekała na swoje dziecko.
W domu pojawiła się Lily. Dziewczynka z niewielkiego domu dziecka, której marzenie nareszcie się spełniło. Jest w domu pełnym ciepła, radości i miłości. Co złego się może stać?
Wychodziła pierwszego dnia do szkoły z jeszcze jednym marzeniem: może spotka swoją pierwszą przyjaciółkę od serca?
Niestety stało się inaczej...
Mała Lily nie miała dobrego dnia w szkole. Od razu zauważyła to jej mama
- Moje biedactwo, co się stało?
Dziewczynka spojrzała ze smutkiem w oczach na swoją mamę i rozpłakała się.
- Już więcej tam nie pójdę! - oznajmiła przecierając spływające po policzkach łzy - Okropne miejsce!
O szczegółach nie chciała mówić. Oliwia postanowiła, że najpierw nakarmi małą bo była pewna, że w szkole nic nie jadła. A sim głodny - to sim zły!
I rzeczywiście, po pysznym spaghetti od razu zrobiło się lepiej. Wtedy to Lily opowiedziała co takiego wydarzyło się podczas lekcji:
- Po pierwsze pomyliłam klasy i przez całą godzinę siedziałam nie w tej grupie. Nauczyciel prowadzący lekcje ośmieszył mnie przed całą klasą a jak wychodziłam między ławkami, jeden z chłopców podstawił mi nogę i poleciałam jak z procy prosto na mapę. Oczywiście wszystko się poprzewracało! Potem była lekcja matematyki. Trafiłam już do dobrej klasy ale... pani postanowiła sprawdzić, jaki jest mój poziom nauki i ... zapomniałam ile to jest 7x8! Wstyd na całą klasę!
Oliwia już chciała ją uspokoić, ale mała jeszcze nie skończyła:
- Ale najgorsza była długa przerwa. Ten chłopak, który mi podstawił nogę, zauważył mnie, jak stałam w kolejce po kanapkę i na cały głos mnie wyzwał. Krzyknął: Te, znajda! Skąd cię wytrzasnęli, z kosmosu?
To rzeczywiście było okropne. Oliwia chyba rano odwiedzi pana dyrektora w szkole. Tak nie może być!
Tymczasem aby uspokoić córeczkę zabrała ją w świat innej małej sierotki, która zwykle nieźle sobie radziła w trudnych sytuacjach:
- Czas abyś kogoś poznała!
Usiadła z Lily na kanapie i otworzyła książkę
- Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza"...
I zaczęła czytać. Z rozdziału na rozdział małej rozpromieniała się buźka. W pewnym momencie zaczęła śmiać się na cały głos. Tak, to był dobry pomysł.
A kiedy zasnęła z uśmiechem na ustach, Oliwia szepnęła; "Ania jest dobra na wszystko"
Zrobiło się cicho, świat jakby zastygł w miejscu. Zza kołdry unosił się zapach kwiatów i skoszonej trawy...
"Gdzie ja... co się stało?"
Gdzie ja jestem?
- Hallo! Jest tu ktoś? Mamo! Mamo, co się stało?
Dziwne, bo mogę przysiąc, że dopiero co leżałam w łóżku.
O, tam jest jakiś dom... Ładny.
Dobrze, że ktoś siedzi na werandzie.
- Dzień dobry! Przepraszam, czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie ja jestem?
- Dzień dobry! Zgubiłaś się? Jesteś w Avonlea, a konkretnie na Zielonym Wzgórzu.
- Ale to niemożliwe...
- Nonsens, jak to niemożliwe. Wiem przecież, gdzie mieszkam! Zresztą zaczekaj chwilę.
I kobieta na cały głos zawołała:
- Aniu! Aniu, możesz tutaj podejść?
Po chwili w drzwiach pojawiła się rudowłosa postać.
No dobra, to już zaczyna być bardzo dziwne... - pomyślałam.
- Słucham Marylu? - zapytała.
Ale kiedy mnie zobaczyła, wszystko było jasne.
- Aaa, cześć! Jestem Ania Shirley.
- Cześć, jestem Lily i nie wiem co ja tutaj robię?
Ania ze stoickim spokojem zaprosiła mnie do ogrodu. Usiadłyśmy na ławeczce, a ona palnęła:
- Przypominasz mi Katie Maurice, moją przyjaciółkę z szyby...
Tak, pamiętam tę historię i historię Violetty. Tylko dlaczego przypominam jej wymyśloną przyjaciółkę skoro jestem tu cała, z kwi i kości!
To prawda, pomyślałam, ale ona jest mądra.
Ania spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami i zapytała:
- Chcesz zobaczyć mój pokój?
Bardzo chciałam.
Nie był on podobny do tego, który sobie wyobraziłam. Ania zauważyła moją rozczarowaną minę:
Nie był on podobny do tego, który sobie wyobraziłam. Ania zauważyła moją rozczarowaną minę:
- Może jest tu trochę skromnie, ale ja tu jestem bardzo szczęśliwa! Bo "Nigdy nie jest się biednym, jeśli ma się coś do kochania" A nasz dom jest pełen miłości
Rzeczywiście tak było. Podczas kolacji Mateusz opowiadał mi anegdoty z życia małej rudowłosej dziewczynki. Znałam je z książki, ale opowiedziane przez niego brzmiały o wiele bardziej ciekawie. Śmialiśmy się z przygody z utopioną w sosie myszą i wpadce z winem podczas wizyty Diany.
Ania wychodziła z tych zdarzeń z podniesioną głową, tak jakby umiała wznieść się ponad te wszystkie problemy.
Postanowiłam opowiedzić jej o swoich. O tym, jak potraktował mnie chłopiec ze starszej klasy, co do mnie powiedział... O swoich głupich odpowiedziach, jak z siebie zrobiłam pośmiewisko.
Ania długo układała sobie w głowie odpowiedź. Po zabawie w wymyślanie zapadł zmierzch.
Wtedy też Ania powiedziała mi, że nie mogę się bać, bo często "Strach jest gorszy niż to, czego się boimy".
Bardzo ważne jest to, że "wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędów".
Bo w końcu: "Gdzieś musi być granica błędów do popełnienia przez jedną osobę".
Nie wiem dlaczego, ale nagle poczułam siłę! Wiedziałam już, że wszystko jest możliwe, że jestem warta tego by być szczęśliwą i nikomu sobie tego nie dam odebrać.
Nagle poczułam ciepło na policzkach. Pod powiekami zrobiła się jasno?
Nagle poczułam ciepło na policzkach. Pod powiekami zrobiła się jasno?
To promienie słońca padły wprost na moje łóżko. Wstałam radośnie, pełna energii i dobrych myśli.
Kiedy wychodziłam do szkoły widziałam zmartwioną twarz mamy
- Powodzenia Lily! - krzyknęła
- Dziękuję mamo! - odpowiedziałam i raźnym krokiem poszłam przed siebie. Jestem pewna, że to będzie udany dzień!
Miłego i udanego weekendu Kochani!