Sul, Sól... i odrobina...
Cześć wszystkim i każdemu z osobna!
Przed Wami kolejny odcinek naszego wyzwania. Będzie trochę przydługawy i ma formę zamkniętego odcinka. Nie chcę zostawiać Was z dreszczykiem pt.: "co tam będzie dalej?" ponieważ wybieram się do słonecznej Italii i nastąpi krótka przerwa w "dostawie" kolejnych postów.
Przed Wami kolejny odcinek naszego wyzwania. Będzie trochę przydługawy i ma formę zamkniętego odcinka. Nie chcę zostawiać Was z dreszczykiem pt.: "co tam będzie dalej?" ponieważ wybieram się do słonecznej Italii i nastąpi krótka przerwa w "dostawie" kolejnych postów.
Ja już się pakuję... Zapraszam na mój Instagram: maikkasky
Może uda mi się tam zamieścić kilka fotek z wakacji. Pozdrawiam i życzę miłej lektury!
***
Jest takie miejsce...
Jest takie miejsce w simowym świecie, które było świadkiem niejednego wyznania miłości...
Bez względu na czas, wypowiedziane z głębi serca słowa...
Wracały niczym echo.
Tylko brzmiały nieco inaczej, ponieważ wypowiadała je już inna osoba.
Tylko brzmiały nieco inaczej, ponieważ wypowiadała je już inna osoba.
Nieważne kto - do kogo.
Z tych słów powstawała przyszłość...
Z tych słów powstawała przyszłość...
Rodziły się plany...
Tak, jedni Simowie odchodzą inni przychodzą a to miejsce wciąż jest świadkiem kolejnych wydarzeń. Oby tych pozytywnych.
***
W poprzednim odcinku przyszły na świat kolejne dzieci wyzwania. Poród był długi i kiedy wreszcie Emi urodziła Bartka i Michała, z ulgą opuszczała szpitalne łóżko.
Podziękowała za pomoc pani doktor i udała się w stronę wyjścia. Była szczęśliwa i spełniona.
Przechodząc obok drzwi jednej z sal wydawało jej się, że słyszy niewyraźne mamrotanie. Znała ten głos.
Czyżby to...
- Lily?!
I nagle świat stanął w miejscu.
Na szpitalnym łóżku leżała jej siostrzenica.
Majaczyła a chwilami wręcz wyła...
- Co się z nią dzieje?! - krzyknęła Emily
Doktor spojrzał na Emi zaskoczony jej obecnością.
Lily zamilkła. Oczy miała przymknięte. Źrenice ogromne.
Twarz ziemista, pokryta plamami.
Ciało wychudzone...
Nagle drzwi otworzyły się i na sale wparowała pani doktor, która wcześniej odbierała poród Emily
- Ależ pani Scott! Proszę stąd wyjść!
Tutaj nie wolno wchodzić! Pacjentka jest poważnie chora, proszę nie przeszkadzać nam w pracy!
- Ja... ja nie wiedziałam. Jak poważny jest stan Lily? To moja siostrzenica.
- Walczymy o jej życie. Ale proszę się przygotować na najgorsze.
Emily nie chciała niepokoić swojej córki Mileny, która lada moment sama miała rodzić. Jednak jeżeli rzeczywiście to mogą być ostatnie chwile Lily, Mila musi mieć okazję by się z nią pożegnać.
- Mamo, to takie straszne! Nie miałam pojęcia...
Z dobre trzy godziny później przyszedł do nich doktor. Po jego minie wywnioskowały, że kryzys został zażegnany.
- Stan pacjentki nadal jest poważny, ale jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Możecie do niej zaglądnąć. Proszę tylko pojedynczo...
- Dziękujemy panie doktorze. Bardzo dziękujemy.
- Moje biedactwo - szeptała Milena - Co się z tobą działo? Jestem przy tobie.
Emily chciała cos powiedzieć, ale Mila jej przerwała
- Mamo, jedź do domu, do maluchów. Ja tu zostanę.
- Ale Mila?!
- Nie martw się. Jak zacznę rodzić to chyba w najlepszym miejscu do tego. Prawda?
Emily powoli szła w stronę wyjścia i wtedy stało się cos dziwnego. Jakby jakiś piorun ją trzasnął. Czy coś...
Natknęła się na niezwykle przystojnego młodego sima, który normalnie ją zaczarował.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła.
Młodzieniec przedstawił się a nawet wręczył swój numer telefonu.
Czyżby znalazł się kolejny chętny do roli tatusia w naszym wyzwaniu?
Jeszcze tego samego popołudnia Emily spotkała się z Milą.
- Uwielbiam to miejsce! - oznajmiła Mila.
Emily usiadła obok. Musiała o czymś jej powiedzieć, winna jej była pewne wyjaśnienie
- Wiesz córeczko - zaczęła - Kiedy byłaś w podróży poślubnej...
- Odszedł od nas Travis...- jednak wstała. Była zdenerwowana.
- Wujek? Jak to odszedł?
- Zmarł, był chory. A kilka dni później dołączyła do niego Oliwia. To wszystko działo się tak szybko.
- Nie miałam pojęcia! Mamo, to straszne! Biedna Lily została zupełnie sama. A ja tylko terkotałam o podróży, nowym domu... O dziecku! Jestem okropną przyjaciółką!
- Ależ przestań! Wiesz, że tak nie jest! Lily nie potrafiła sobie poradzić ze stratą rodziców i być może jeszcze z innymi problemami. Słyszałam, ze w pracy też nie ma różowo. - uspokajała ja Emi - każdy z nas zajęty był sobą. Ona jest bardzo wrażliwa. Wpadła w depresję. Chociaż sama nie wiem...
Obie postanowiły pomóc Lily w jej rekonwalescencji. Ustaliły plan działania. Wiedziały już, że same sobie z tym nie poradzą. Muszą wesprzeć się fachową pomocą. Będą razem jeździć na terapię. Lily zamieszka też na jakiś czas u Milenki. Wiejskie powietrze dobrze jej zrobi.
Kilka dni później...
W naszym domku:
Czas na wyskok z kołyski!
I na ciąg dalszy naszego wyzwania.
Bo w końcu nie ma co...
Czas płynie.
I... da dam! Będzie kolejny dzidziuś!
Danny ucieszył się z radosnej nowiny. Nieco mniej z faktu, że ma być tylko "przyjacielem" Emily.
Tymczasem u naszej Mili:
Pojawia się ma świecie maleńka istotka, dziewczynka.
Babcia pęka z dumy a Mila już planuje remont pokoiku dla córeczki.
Kiedy jeszcze dowiedziały się, że Lily wychodzi ze szpitala - nic więcej do szczęścia nie było im potrzebne.
Spotkały się właśnie w miejscu, w którym nowoczesne budynki łączą się z tradycyjnym, poczciwym simowym światem.
W którym przeszłość łączy się z przyszłością.
Dziewczyny wymieniały się nowinkami, przepraszały... to znów płakały. Jednym słowem emocjonalny koktajl szczerych wyznań.
Na koniec Mila przeprosiła kuzynkę za to, że nie uczestniczyła w jej trudnych chwilach:
- Wiesz, jak bardzo kochałam twoich rodziców... Oliwia, twoja mama, była najcudowniejszą i najbardziej inspirującą blogerką ever! I wiesz... tak sobie pomyślałam, że... Jeśli nie będziesz miała nic przeciwko temu...
- Tak...?
- Chciałabym aby moja córeczka miała imię po twojej mamie. Będzie miała na imię Oliwia!
- To cudowne, dziękuję!
Gdzieś tam daleko... Za drzewami... Ktoś też się cieszył.
Teraz mogę spokojnie odejść... Życie toczy się dalej...
Cdn.
Jestem we Włoszech, gdzie temperatura już przekracza 40 st. Często zdarza mi się leżeć na plaży i wymyslać kolejne scenariusze naszego wyzwania. O ile się tu nie rozpuszczę, myślę, że nieco ruszymy z naszym challenge'm do przodu.
Nie wiem, jak dalej potoczy się nasza wspólna przygoda. Może macie jakieś sugestie, propozycje?
Śmiało dodajcie komentarze, ruszcie wyobraźnią. Będe Wam za to bardzo wdzięczna.
A tymczasem idę wziąć kolejny (dzisiaj już piąty) prysznic i modlę się o odrobinę świeżego powiewu powietrza.
Jest teraz godz. 21.35 a na termometrze:
Chyba zaczynam tęsknić za krajem...Pozdrawiam Was Kochani:)