piątek, 25 sierpnia 2017

147. Najlepszy tata ever!

Dzień dobry Kochani!
Witajcie w moich skromnych progach...
Mam nadzieję, że dobrze się wszyscy macie i w pełni korzystacie z tych ostatnich dni wakacji.
Dzisiaj, tak jak planowałam zaglądniemy do Leny...
Lena wychowywała się w skromnym domku w samym centrum Windenburga.
Jej rodzice byli właścicielami sklepu odzieżowego na Promenadzie Magnolii. Liczyli na to, że po maturze ich starsza córka przejmie część obowiązków związanych z prowadzeniem sklepu.
Niestety nie do końca plan się powiódł.
Już od dziecka Lena chadzała swoimi drogami. Miała zapewnioną przyszłość, nie musiała przykładać się do nauki. Często znikała na całe godziny z domu. Zwłaszcza kiedy zaprzyjaźniła się z Wojtkiem.
Uwielbiali włóczyć się po Oazie Zdrój.
Planowali nawet, że kiedy dorosną zamieszkają właśnie w tym mieście.



Z czasem jednak ich drogi rozeszły się a na drodze Leny stanął on - Patryk. Oczarował młodą ekspedientkę uroczym uśmiechem. Omamił pięknymi słowami. W końcu sprawił, że Lena bez uprzedzenia zostawiła sklep na głowie rodziców, sama wyjeżdżając na szalone wakacje.



Teraz wraca do domu, przekonana, że jak zawsze przeprosi, zrobi słodką minkę, obieca poprawę... wszystko wróci do normy.

Jednak nie tym razem...






Lena rozpakowała walizkę, rozejrzała się po swoim dziewczęcym pokoju. Spojrzała na swoje odbicie w stojącym w rogu lustrze. Nieskazitelna figura i ładna buzia - oto ONA!
Kiedy przyglądała się sobie dokładniej odkryła, że sukienka, którą miała włożoną, jest nieco przy ciasnawa...
- O rany! - stęknęła - Chyba czas na dietę! Ale mi brzuch wzdęło!
Szybko się jednak zorientowała, że to nie kwestia diety. Lena była w ciąży!
Kilka razy z rzędu wystukiwała numer telefonu Patryka, za każdym razem słyszała automatyczny komunikat:

"Nie ma takiego numeru"

Zdruzgotana pobiegła do mamy. Opowiedziała jej wszystko...








Później z niemal aktorskim zacięciem wykrzyczała:
- Mamo, przepraszam! Ja... nie chciałam. Byłam taka głupia!
Mama spojrzała na nią zatroskanym wzrokiem. Nie po raz pierwszy słyszy takie słowa z ust córki. Milion razy Lena przepraszała, milion razy obiecywała poprawę... Ale tak się nie stało. Tym razem przekroczyła granicę tolerancji!
- Córeczko, przykro mi, że tak się stało. Chcę jednak od razu coś ustalić: to jest twoje życie, to są skutki twoich decyzji. Zawsze uważałaś, że masz gotową receptę na życie. Nie chciałaś mnie słuchać mówiąc: "Mamo, to moje życie!" Tak więc... to twoje życie. Owszem możesz liczyć na nas, ale tylko w ramach pomocy. Tym razem sama musisz wypić piwo, które nawarzyłaś.
Być może Lena źle zinterpretowała słowa mamy, ale czuła, że tym razem musi wziąć swój los w swoje ręce. Spakowała kilka luźnych ciuszków, parę kosmetyków i opuściła swój rodzinny dom. Nie miała pojęcia dokąd ma się udać???
Chodziła kamiennymi uliczkami Windenburga ciągnąc za sobą walizkę. Kółeczka walizki coraz głośniej skrzypiały przerywając nocną cisze miasta.
Ktoś w oddali rozpalił ognisko...
Wtedy przypomniała sobie, jak w dzieciństwie razem z Wojtkiem rozpalali ogromny ogień przy starej chatce w Oazie Zdrój.
Tak! Stara opuszczona chatka! To jest myśl!
Kiedy dotarła na miejsce, było już grubo po północy. Stanęła przed wejściem zastanawiając się nad tym, czy zawsze tu było tak obskurnie?

- A więc to teraz będzie mój dom...

Weszła do środka.





A co tam słychać u naszej rodzinki Scott?
U nas... No cóż, dość częstym gościem bywa Danny.
To dla Emily zupełnie nowe doświadczenie. Żadem z dotychczasowych tatusiów,  nie angażował się tak bardzo w wychowywanie swoich dzieci. Zawsze wszystko było na jej głowie. O wszystko musiała się sama troszczyć.
Danny nie tylko zajmował się swoim synkiem Lukasem, chętnie też opiekował się bliźniakami tymi młodszymi i starszymi.
Zasłużył na największą laurkę dla najlepszego tatusia.

Kiedy Damon i Stefan przynieśli szóstki...









nastąpił czas, by wkroczyli do następnej grupy wiekowej.
Własnie wtedy...









Ujawniły się ich najgorsze wampirze cechy.
Nie będzie z nimi łatwo! Oj, nie będzie!


A propos wampirów.
Na naszym zamku...








Niemal cały dzień Bella studiowała Wampirologię i trzeba przyznać, dobrze się przy tym bawiła.
Dużo mniej zabawna była rozmowa z Dolores.

- Poznałaś już mojego brata, Edwarda. Uważaj na niego, jest niebezpieczny. Stanowisz dla niego zagrożenie. Musisz... jakby to powiedzieć... dostosować się do reguł. Musisz przestrzegać zasad. Pewnego dnia staniesz się jedną z nas.



- Musisz być silna, potężna, gotowa na pokonanie wrogów. Jednym z nich może być Edward... On pozbywa się wszystkich, którzy są słabi albo... Nieważne. I błagam! Zrób coś ze sobą! W garderobie są piękne sukienki, wybierz sobie jakie chcesz.
Jakoś Bella nie widziała siebie w długich, niewygodnych sukniach.
Wieczorem stało się coś, co zmieniło jej zdanie w tej kwestii.
Wampiry raczej nie korzystali z kuchni. Dla nich to pomieszczenie w ogóle nie musiało by istnieć.

Kiedy przygotowywała dla siebie posiłek usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i podniesione głosy...







Schowana w cieniu kuchni przyglądała się, jak Dolores kłóci się z bratem. Nie słyszała o co toczyła się ta dyskusja. Jednak słowa:
- Co? Co mi zrobisz braciszku? Pozbędziesz się mnie? Ja się ciebie nie boję! Rozumiesz?
Nieco zaniepokoiły Bellę.
Chwile później usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.
Zjadła kolację i wróciła do lektury książki. Wciąż drżała z zimna, chyba się nigdy nie przyzwyczai do tego chłodu.
Gdy rozgrzewała się w blasku kominka, do komnaty wszedł jej ojciec. Był nieco zmieszany i zasmucony. Powiedział:
- Córeczko, wiem, że nie poznałaś dobrze Dolores, ale... Mam smutną wiadomość do przekazania. Dolores nie żyje!
Bella zakryła twarz dłońmi. A więc:
- Czy to Edward?
- Słucham? - zapytał zdziwiony Vladislaus
- Czy to Edward zrobił jej krzywdę?
- Co ty opowiadasz...Edward nigdy by...
Ale Bella go nie słuchała, ona wiedziała swoje.
Kiedy, jak co wieczór zdawała mamie telefoniczny raport z całego dnia, nie wpomniała o Dolores. Nie chciała jej niepokoić. Mówiła, że wszystko jest ok.
Ale nie było! Była przerażona. Wiedziała, że teraz wszystko się zmieni. Teraz musi być silna. Silna i sprytna. I musi zacząć...
grać według ich reguł.
Musi przetrwać...
Cdn.


piątek, 18 sierpnia 2017

146. Sebastian (64) Mikołaj (65) - POŻAR NA ZAMKU!

***
Bella opuszczała słoneczny Windenburg raczej z uczuciem zaciekawienia, jakież to będzie teraz jej życie, niżeli obawy.
Chciała jednak zapamiętać to miejsce, by w chwilach melancholii, mogła sobie ten widok odtwarzać w swojej głowie...


Jej nowym domem będzie zamek w Forgotten Hollow.





Kiedy dotarła na miejsce, stanęła przed schodami, wpatrując się w masywne drzwi wejściowe. Za nimi czekało na nią nowe życie.
Ciężko wzdychając wspięła się po schodach. Zastukała metalową kołatką. Po kilku minutach drzwi otworzyły się.
Stanęła w nich kobieta w długiej, czerwonej sukni. 
- Co tak późno?! - powitała ją z wyrzutem.
- Dobry wieczór - odpowiedziała jej Bella z równie stanowczym tonem - Mam na imię Bella. Z kim mam przyjemność?
To, jakże kulturalne, powitanie zbiło z tropu Dolores. Spojrzała na nią wzrokiem pełnym pogardy, krótko rzucając
- Dolores. Idź za mną, zaprowadzę cie do twojej komnaty.
"Komnaty?" pomyślała Bella
Zeszły wąskimi kamiennymi schodami do piwnic
Pomieszczenie to rzeczywiście trudno by nazwać pokojem. Określenie: komnata, pasowało lepiej. Nie było brzydkie. Może trochę surowe w wystroju, no ale, w końcu to zamek.
Nagle Bella wzdrygnęła się. Otoczyła ramiona rękami.
Dolores wiedziała, że to pewnie z zimna. 
- Rozpalę w kominku. Powinnaś nieco się przygotować przed spotkaniem z Mistrzem. Mama pewnie nie spakowała ci żadnej porządnej sukni?
Bella zaprzeczyła głową. Dolores wzdychnęła zażenowana.
- Przeczytaj tę książkę, chociaż z dwa pierwsze rozdziały.
Bella usiadła i przekartkowała książkę. Poczuła zapach farby drukarskiej. A po chwili jeszcze jakiś zapach. Spalenizny?
Tak, mały kawałek drewna wypadł z kominka wprost na dywanik i błyskawicznie zajął go ogniem.
Sekundę później

zaczął rozprzestrzeniać się na całą komnatę. Bella sięgnęła po gaśnicę by zatrzymać pożar.

Gorące języki ognia zaczęły parzyć jej delikatną skórę. Dolores jedynie panikowała.

Nagle z mgły wyłoniły się dwie postacie

- Na litość! Odsuń się kobieto! - krzyknął ten młodszy próbując zepchnąć Bellę w głąb pomieszczenia, gdzie nie było ognia.
Ale Bella ani myślała odpuścić. Im więcej gaśnic, tym lepiej! Wściekła nonszalanckim zachowaniem młodzieńca, odważnie stawiła czoła niebezpieczeństwu. 
Po kilku minutach pożar został całkowicie zażegnany.
Wszyscy zabrali się za sprzątanie bałaganu, jaki po nim pozostał. Dolores jako pierwsza wróciła do siebie. Tuż za nią wyszedł Mistrz upewniając się, czy jego córka jest cała i zdrowa. Nie miał jednak ochoty teraz z nią rozmawiać. Czuł się dziwnie osłabiony, senny.
Ostatni wychodził Edward
Coś tam mruczał pod nosem. Bella przysięgłaby, że powiedział: 
- Uparta koza!
Bezczelny! Coś czuła, że będą z nim kłopoty.


Wieczorem zdawała raport z całego dnia swojej mamie:
- Jestem tu kilka godzin a już się tyle działo! Tu wszystko jest inne... Ten zamek... Wiesz, to nie jest zwykły dom.





- A propos domu - przerwała jej Emily - Słyszałam, że mają wyburzyć nasz stary dom. Ma tam powstać jakiś nowy park rozrywki...

No i zaczęło się! Dziewczyny wspominały, śmiały się i żartowały aż w końcu obie sennie powiedziały:
- Dobranoc!




Emily tej nocy bardzo źle spała.
Śniła o swoim poprzednim domu, myląc przeszłość z teraźniejszością. Jakiś duch niespokojny opanował jej myśli.





Jeszcze dobrze księżyc nie położył się spać po całonocnej wędrówce po niebie, a Emily odwiedza swoje dawne kąty.
Rozpamiętywała dzień, w którym się wprowadziła:
i sama dzielnie urządzała każde pomieszczenie.
Pamiętała z jaką satysfakcją mogła powitać w swoim nowym domu Nowy Rok.



...
Taa... tak wiele się tutaj działo.






Emi przeszła do ogrodu.

Zajrzała przez okna. Wszystkie meble stały tak, jak je zostawiła. Wzruszona wytarła spływającą po policzku łezkę:
- Trzeba iść dalej.  Było - minęło!


Opuszczając starą posesję zauważyła przechodzącego nieopodal młodzieńca. Serce jej mocniej zabiło.
Ciekawe kto to?






To Wojciech Sas, nowy mieszkaniec Windenburga. 

Emi uśmiechneła się w duchu do siebie. Miała już gotowy plan:
Tak, on by się nadawał.








I tak niejaki Wojciech Sas zostaje:








Kolejnym tatusiem naszego wyzwania.
W kolejnym simowym dniu mamy odwiedziny poprzedniego tatusia. Emily była nieco zaskoczona. Rzadko tatusiowie odwiedzają swoje pociechy. Danny chciał uczestniczyć w pierwszych urodzinkach swojego synka Łukasza.
Kiedy maluch wyskoczył z kołyski wprost w silne ramiona swojego taty, ten przez chwilę oderwał się od rzeczywistości. Spojrzał z miłością na synka i na Emily i przez chwilę pomyślał:
"Gdybyśmy mogli być normalną rodziną..."
Ale, jak sami wiecie, w tym challenge'u nie ma nic normalnego!


Tymczasem, co tam słychać u naszej Mileny?

Jak pamiętacie, na kilka dni zatrzymała się u niej Lily.





- Późno wczoraj wróciłaś - zauważyła Milena pełna nadziei, że zachęci tym stwierdzeniem swoją kuzynkę do zwierzeń.
Ta jednak skupiła się na małej Oliwce
- Jaka ona jest słodziutka - zmieniła temat
Mila nie dawała za wygraną 
- Coś ostatnio dużo rozmawiasz przez telefon. Dzwoni ciągle nawet w nocy... Pewnie to ten twój pan doktor?
- Po pierwsze to nie żaden"mój" pan doktor, bo leczę się u doktor Marii. Po drugie: nie dzwoni w nocy, tylko późnym wieczorem a po trzecie rozmawiam nie tylko z nim. Ostatnio przegadałam prawie dwie godziny z twoją mamą.
- Tak, moja mama ma mistrza świata w długości rozmów - przyznała jej Mila i dodała - To co? Gotowa na przemianę chrześnicy?
- No masz! Dajesz!
Po chwili z kołyski wyskoczyła maleńka blondyneczka.
Radość całej rodziny! Dyplomowana przylepa!


Kiedy Adam wrócił z pracy na widok Mili usmiechnął się:
- Ooo! Moja żonusia upiekła moje ulubione paluchy chlebowe!
- Tak, ale dopiero na kolację! Teraz czas na obiad.




- Czy mówiłem ci dzisiaj, że cię kocham?
- Nie, nie przypominam sobie - odrzekła, ale nie padły już żadne dodatkowe słowa...
Podczas obiadu Milena opowiadała Adamowi o Lily.
- Myślę, że czuje się znacznie lepiej. Nasza mała wprost przepada za swoją ciocią.
Potem przez chwilę wspominali swoją podróż poślubną. Mila czuła się naprawdę szczęśliwa. Wciąż czuła motylki w żołądku. Tak, jak kiedyś:

kiedy zobaczyła go, po raz pierwszy.

Tak bardzo chciałaby, żeby i Lily znalazła swoją drugą połówkę.
Chyba całkiem niepotrzebnie się zamartwiała...
A u nas...
Po kilku dniach na świat przychodzą bliźniaki. Chłopcy (znowu!): Sebastian i Mikołaj.
Nie zdążyliśmy zaglądnąć do Leny. Obiecuję, że zrobimy to w kolejnym odcinku. Musimy! Ponieważ:



Lena po powrocie do domu dokonuje niezwykłego odkrycia!








Cdn.

Miłego weekendu Kochani. Pozdrawiam Was cieplutko i śle w Waszą stronę dużo dobrej, pozytywnej energii!