Dzień dobry Kochani!
Witajcie w moich skromnych progach...Mam nadzieję, że dobrze się wszyscy macie i w pełni korzystacie z tych ostatnich dni wakacji.
Dzisiaj, tak jak planowałam zaglądniemy do Leny...
Lena wychowywała się w skromnym domku w samym centrum Windenburga.
Jej rodzice byli właścicielami sklepu odzieżowego na Promenadzie Magnolii. Liczyli na to, że po maturze ich starsza córka przejmie część obowiązków związanych z prowadzeniem sklepu.
Niestety nie do końca plan się powiódł.
Już od dziecka Lena chadzała swoimi drogami. Miała zapewnioną przyszłość, nie musiała przykładać się do nauki. Często znikała na całe godziny z domu. Zwłaszcza kiedy zaprzyjaźniła się z Wojtkiem.
Uwielbiali włóczyć się po Oazie Zdrój.
Planowali nawet, że kiedy dorosną zamieszkają właśnie w tym mieście.
Z czasem jednak ich drogi rozeszły się a na drodze Leny stanął on - Patryk. Oczarował młodą ekspedientkę uroczym uśmiechem. Omamił pięknymi słowami. W końcu sprawił, że Lena bez uprzedzenia zostawiła sklep na głowie rodziców, sama wyjeżdżając na szalone wakacje.
Teraz wraca do domu, przekonana, że jak zawsze przeprosi, zrobi słodką minkę, obieca poprawę... wszystko wróci do normy.
Jednak nie tym razem...
Lena rozpakowała walizkę, rozejrzała się po swoim dziewczęcym pokoju. Spojrzała na swoje odbicie w stojącym w rogu lustrze. Nieskazitelna figura i ładna buzia - oto ONA!
Kiedy przyglądała się sobie dokładniej odkryła, że sukienka, którą miała włożoną, jest nieco przy ciasnawa...
- O rany! - stęknęła - Chyba czas na dietę! Ale mi brzuch wzdęło!
Szybko się jednak zorientowała, że to nie kwestia diety. Lena była w ciąży!
Kilka razy z rzędu wystukiwała numer telefonu Patryka, za każdym razem słyszała automatyczny komunikat:
"Nie ma takiego numeru"
Zdruzgotana pobiegła do mamy. Opowiedziała jej wszystko...
Później z niemal aktorskim zacięciem wykrzyczała:
- Mamo, przepraszam! Ja... nie chciałam. Byłam taka głupia!
Mama spojrzała na nią zatroskanym wzrokiem. Nie po raz pierwszy słyszy takie słowa z ust córki. Milion razy Lena przepraszała, milion razy obiecywała poprawę... Ale tak się nie stało. Tym razem przekroczyła granicę tolerancji!
- Córeczko, przykro mi, że tak się stało. Chcę jednak od razu coś ustalić: to jest twoje życie, to są skutki twoich decyzji. Zawsze uważałaś, że masz gotową receptę na życie. Nie chciałaś mnie słuchać mówiąc: "Mamo, to moje życie!" Tak więc... to twoje życie. Owszem możesz liczyć na nas, ale tylko w ramach pomocy. Tym razem sama musisz wypić piwo, które nawarzyłaś.
Być może Lena źle zinterpretowała słowa mamy, ale czuła, że tym razem musi wziąć swój los w swoje ręce. Spakowała kilka luźnych ciuszków, parę kosmetyków i opuściła swój rodzinny dom. Nie miała pojęcia dokąd ma się udać???
Chodziła kamiennymi uliczkami Windenburga ciągnąc za sobą walizkę. Kółeczka walizki coraz głośniej skrzypiały przerywając nocną cisze miasta.
Ktoś w oddali rozpalił ognisko...
Wtedy przypomniała sobie, jak w dzieciństwie razem z Wojtkiem rozpalali ogromny ogień przy starej chatce w Oazie Zdrój.
Tak! Stara opuszczona chatka! To jest myśl!
Kiedy dotarła na miejsce, było już grubo po północy. Stanęła przed wejściem zastanawiając się nad tym, czy zawsze tu było tak obskurnie?
- A więc to teraz będzie mój dom...
Weszła do środka.
A co tam słychać u naszej rodzinki Scott?
U nas... No cóż, dość częstym gościem bywa Danny.
To dla Emily zupełnie nowe doświadczenie. Żadem z dotychczasowych tatusiów, nie angażował się tak bardzo w wychowywanie swoich dzieci. Zawsze wszystko było na jej głowie. O wszystko musiała się sama troszczyć.
Danny nie tylko zajmował się swoim synkiem Lukasem, chętnie też opiekował się bliźniakami tymi młodszymi i starszymi.
Zasłużył na największą laurkę dla najlepszego tatusia.
Kiedy Damon i Stefan przynieśli szóstki...
nastąpił czas, by wkroczyli do następnej grupy wiekowej.
Własnie wtedy...
Ujawniły się ich najgorsze wampirze cechy.
Nie będzie z nimi łatwo! Oj, nie będzie!
A propos wampirów.
Na naszym zamku...
Niemal cały dzień Bella studiowała Wampirologię i trzeba przyznać, dobrze się przy tym bawiła.
Dużo mniej zabawna była rozmowa z Dolores.
- Poznałaś już mojego brata, Edwarda. Uważaj na niego, jest niebezpieczny. Stanowisz dla niego zagrożenie. Musisz... jakby to powiedzieć... dostosować się do reguł. Musisz przestrzegać zasad. Pewnego dnia staniesz się jedną z nas.
- Musisz być silna, potężna, gotowa na pokonanie wrogów. Jednym z nich może być Edward... On pozbywa się wszystkich, którzy są słabi albo... Nieważne. I błagam! Zrób coś ze sobą! W garderobie są piękne sukienki, wybierz sobie jakie chcesz.
Jakoś Bella nie widziała siebie w długich, niewygodnych sukniach.
Wieczorem stało się coś, co zmieniło jej zdanie w tej kwestii.
Wampiry raczej nie korzystali z kuchni. Dla nich to pomieszczenie w ogóle nie musiało by istnieć.
Kiedy przygotowywała dla siebie posiłek usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i podniesione głosy...
Schowana w cieniu kuchni przyglądała się, jak Dolores kłóci się z bratem. Nie słyszała o co toczyła się ta dyskusja. Jednak słowa:
- Co? Co mi zrobisz braciszku? Pozbędziesz się mnie? Ja się ciebie nie boję! Rozumiesz?
Nieco zaniepokoiły Bellę.
Chwile później usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.
Zjadła kolację i wróciła do lektury książki. Wciąż drżała z zimna, chyba się nigdy nie przyzwyczai do tego chłodu.
Gdy rozgrzewała się w blasku kominka, do komnaty wszedł jej ojciec. Był nieco zmieszany i zasmucony. Powiedział:
- Córeczko, wiem, że nie poznałaś dobrze Dolores, ale... Mam smutną wiadomość do przekazania. Dolores nie żyje!
Bella zakryła twarz dłońmi. A więc:
- Czy to Edward?
- Słucham? - zapytał zdziwiony Vladislaus
- Czy to Edward zrobił jej krzywdę?
- Co ty opowiadasz...Edward nigdy by...
Ale Bella go nie słuchała, ona wiedziała swoje.
Kiedy, jak co wieczór zdawała mamie telefoniczny raport z całego dnia, nie wpomniała o Dolores. Nie chciała jej niepokoić. Mówiła, że wszystko jest ok.
Ale nie było! Była przerażona. Wiedziała, że teraz wszystko się zmieni. Teraz musi być silna. Silna i sprytna. I musi zacząć...
grać według ich reguł.
Musi przetrwać...
Cdn.