Witajcie Kochani w moich skromnych blogowych progach...
Tak... Trochę się w naszej rodzince narobiło.
Jest z nami Emily! Ale okazuje się, że dziewczyny są bez środków do życia i właściwie... Bez domu!
***
Sytuacja finansowa dziewczyn rzeczywiście nie była wesoła, jednak... było pewne wyjście.
Po wylewnych powitaniach, uściskach i łez wzruszenia, przyszedł czas na poważną rozmowę. Emily przyznała, że już dawno zaprzestała zbierać plony, które pozwalały utrzymać dom. Nie wspominając już o malowaniu obrazów.
Córki tylko dziwnie uśmiechały się nie mogąc pojąć, jak ich własna mama mogła to zrobić. Zresztą obie doskonale czuły się tutaj, w domu babci i prababki, więc trudno.
Tylko, że...
Jest pewne ale...
- Na razie możemy przecież mieszkać tutaj. - stwierdziła Lizzy
- Niestety, nie możesz - powiedziała stanowczo Emily - Ale nie martw się! Jeszcze dzisiaj zadzwonię do twojego dalekiego kuzyna Williama Collinsa. Wiem, że ma do dyspozycji całkiem niezłą posiadłość. Sam mieszka na plebani, bo jest pastorem. Myślę, że chętnie udostępni ci wolną rezydencję.
- Ale... Przecież babcia wyraźnie powiedziała, że możemy tu zostać przez jakiś czas!
Upierała się Lizzy.
- No własnie, przez jakiś czas... To nie byłoby zgodne z zasadami wyzwania.
- Yyy... czego?
I własnie wtedy nasza Elizabeth dowiedziała się o swojej misji. O tym, że zostanie kolejną Simmamą.
Biedna, niczym gąbka, wchłonęła informacje związane z całym tym dziwnym wyzwaniem ale w głowie miała tylko:
To ile tych dzieci mam niby urodzić?
Radość powrotu mamy, perspektywa posiadania nowego domu, nic nie było w stanie stłumić uczucia beznadziejności. Los sam napisał dla niej życiorys.
Jane pocieszała siostrę
- Lizzy, dasz radę kochana! Zobaczysz wszystko się ułoży.
Jednak teraz świat Elizabeth stanął do góry nogami. Nic nie było takie, jakie być powinno.
Córki tylko dziwnie uśmiechały się nie mogąc pojąć, jak ich własna mama mogła to zrobić. Zresztą obie doskonale czuły się tutaj, w domu babci i prababki, więc trudno.
Tylko, że...
Jest pewne ale...
- Na razie możemy przecież mieszkać tutaj. - stwierdziła Lizzy
- Niestety, nie możesz - powiedziała stanowczo Emily - Ale nie martw się! Jeszcze dzisiaj zadzwonię do twojego dalekiego kuzyna Williama Collinsa. Wiem, że ma do dyspozycji całkiem niezłą posiadłość. Sam mieszka na plebani, bo jest pastorem. Myślę, że chętnie udostępni ci wolną rezydencję.
- Ale... Przecież babcia wyraźnie powiedziała, że możemy tu zostać przez jakiś czas!
Upierała się Lizzy.
- No własnie, przez jakiś czas... To nie byłoby zgodne z zasadami wyzwania.
- Yyy... czego?
I własnie wtedy nasza Elizabeth dowiedziała się o swojej misji. O tym, że zostanie kolejną Simmamą.
Biedna, niczym gąbka, wchłonęła informacje związane z całym tym dziwnym wyzwaniem ale w głowie miała tylko:
To ile tych dzieci mam niby urodzić?
Radość powrotu mamy, perspektywa posiadania nowego domu, nic nie było w stanie stłumić uczucia beznadziejności. Los sam napisał dla niej życiorys.
Jane pocieszała siostrę
- Lizzy, dasz radę kochana! Zobaczysz wszystko się ułoży.
Jednak teraz świat Elizabeth stanął do góry nogami. Nic nie było takie, jakie być powinno.
Kiedy dziewczyny poszły do szkoły, Emily napisała do pana Collinsa.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Pan Collins chętnie udostępni swoją rezydencję, ale pod jednym warunkiem:
- Nie można w niej przeprowadzać żadnych zmian. Ma pozostać urządzona w stylu XIX w. Anglii.
To właśnie wtedy dowiedziała się, że nad ranem odeszła z simowego świata Milena. Smutna wiadomość przyszła tak nieoczekiwanie.
Pocieszała wnuczkę, sama potrzebując pociechy.
Kochała swoją pierworodną córkę tak bardzo...
Pytała, czy może jakoś pomóc.
- Może zamieszkasz tutaj z nami?
- Nie babciu, dziękuję. Oliwia już przygotowała dla mnie pokój.
- Trzymaj się dzielnie kochanie. Jak tylko będziesz czegoś potrzebować...
- Tak, wiem, dziękuję. Muszę już lecieć...
Emily patrzyła za wychodzącą wnuczką z bolącym sercem.
Maluchy nie dały jednak popaść w otchłań rozpaczy żadnej z babć. Może to i dobrze.
Babcie od razu zabrały się za naukę chłopców. I trzeba przyznać: zrobiły to doskonale.
Jeszcze tego samego dnia mogły urządzić bliźniakom urodziny.
A po hucznej imprezce...
Danny przyjechał zabrać wszystkich do nowego domu położonego w hrabstwie Hertfordshire. Już sam widok tego miejsca zapowiadał zupełnie inne życie.
To tutaj rozpocznie się kolejny etap naszego wyzwania. To tutaj będziemy świadkami jednej z najpiękniejszych historii miłosnej w iście angielskim stylu!
Cdn.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Pan Collins chętnie udostępni swoją rezydencję, ale pod jednym warunkiem:
- Nie można w niej przeprowadzać żadnych zmian. Ma pozostać urządzona w stylu XIX w. Anglii.
Emily od razu posłała Danny'ego po klucze i w celu załatwienia wszelkich formalności związanych z wynajmem. Jeszcze chwilkę pozachwycała się rezydencją Longbourn, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi wejściowych. Pospieszyła by je otworzyć.
Kiedy dobiegła do nich zobaczyła zapłakaną Majkę i swoje najmłodsze wnuczęta.To właśnie wtedy dowiedziała się, że nad ranem odeszła z simowego świata Milena. Smutna wiadomość przyszła tak nieoczekiwanie.
Pocieszała wnuczkę, sama potrzebując pociechy.
Kochała swoją pierworodną córkę tak bardzo...
Pytała, czy może jakoś pomóc.
- Może zamieszkasz tutaj z nami?
- Nie babciu, dziękuję. Oliwia już przygotowała dla mnie pokój.
- Trzymaj się dzielnie kochanie. Jak tylko będziesz czegoś potrzebować...
- Tak, wiem, dziękuję. Muszę już lecieć...
Emily patrzyła za wychodzącą wnuczką z bolącym sercem.
Maluchy nie dały jednak popaść w otchłań rozpaczy żadnej z babć. Może to i dobrze.
Babcie od razu zabrały się za naukę chłopców. I trzeba przyznać: zrobiły to doskonale.
Jeszcze tego samego dnia mogły urządzić bliźniakom urodziny.
A po hucznej imprezce...
Danny przyjechał zabrać wszystkich do nowego domu położonego w hrabstwie Hertfordshire. Już sam widok tego miejsca zapowiadał zupełnie inne życie.
To tutaj rozpocznie się kolejny etap naszego wyzwania. To tutaj będziemy świadkami jednej z najpiękniejszych historii miłosnej w iście angielskim stylu!
Cdn.
ojeju ale się podziało :O Zrobiło mi się smutno na samą mysl że Milenki już nie ma na tym simowym swiecie... a co dopiero była taka malutka! Jak ten czas zasuwa to jest aż niemożliwe. Czekam z niecierpliwoscią na następny post i jestem ciekawa jak wygląda domek w srodku :) Pozdrawiam cieplutko :**
OdpowiedzUsuńHej Kochana!!! Tak, wiedziałam! Wiedziałam, że śmierć simowej Mili będzie ciężka. No, ale... Kurcze, dlatego mi tak trudno nazywać moich simów Waszymi imionami. Pamiętam, jak odeszła Oliwka. To taki malutki kawałek Twojego alter ego! Dom jest cudowny, bliski oryginałowi. Niebawem wszystko się poukłada. A za tydzień: STUDNIÓWKA! Prom! Bal Maturalny! Jak zwał, tak zwał. Jane pozna swojego ukochanego a Lizzy... Sama zresztą zobaczysz.
UsuńHmm...
OdpowiedzUsuńNo to Emily dorobiła! Nawet nie zauważyłam że nie zbierała plonów ani nie malowała obrazów. Zapomniałam że Simmama musi z czegoś żyć. Dziewczyny zostały bez domu. Może odnajdą się w rezydencji. Poza tym "historia miłosna w iście angielskim stylu"? Jakoś nie odróżniam tych styli więc może mnie oświecisz :) obstawiam że to Jane sie zakocha bo myślę że Lizzy na razie nie myśli o miłości tylko o swojej misjii. Chyba nie była zadowolona kiedy się o tym dowiedziała. Na pewno była w wielkim szoku. Miny mówią same za siebie ;)
Pozdrawiam:*
Witaj Kochana! Oj ten tzw. "angielski" styl to raczej nawiązanie do książki na której opieram historię naszych bliźniaczek. Oczywiście bardzo luźno, bo gdzie mi tam do oryginału. Tak naprawdę to ta właściwa historia miłosna będzie dotyczyć właśnie Elizabeth, ale powoli... No i nie chcę tu spoilerować. Myślę też, że sytuacja finansowa powoli się ustabilizuje. Nie będziemy szaleć z wydatkami, zaczniemy uprawiać ogród itd. itp. Pozdrawiam:)
Usuń