tak pomału dobijamy do końca naszej wspólnej przygody z wyzwaniem: 100 Baby Challenge
Oficjalne zakończenie odbędzie się za tydzień. Tymczasem kończymy wątek poboczny. Wątek inspirowany moją najulubieńsiejszą książką o miłości, mojej najdroższej pisarki ever: Jane Austen "Duma i Uprzedzenie"
Bohaterowie widziani moimi oczami, którym dałam simowe życie, skradli moje serce do końca. Oczywiście to moja i tylko moja interpretacja. To mój osobisty hołd. A zatem zapraszam do lektury i proszę o Waszą ocenę w komentarzach.
To była ciężka noc dla naszej Lizzy.
Jednak rankiem musiała się zmobilizować, by wraz z całą rodzinką udać się do Netherield Park. Dziś Wielki Dzień dla Jane i Karola!
Oboje byli bardzo szczęśliwi i oboje na to szczęście w pełni zasłużyli.
Po uroczystości zaślubin przyszedł czas na tradycyjne krojenie tortu.
Towarzyszyły temu śpiewy i radosne komentarze.
Skoro już tort pokrojony to spróbujmy, czy aby nie mdły...
I co?
- Dobry! Kwaskowy!
Oczywiście były też tańce...
I gromkie toasty:
Gorzko, gorzko!
I kilka uszczypliwych uwag pod adresem naszej Lizzy ze strony starszej siostry Karola Bingleya.
Elizabeth udawała, że nie dochodzą one do jej uszu i starała się je ignorować.
Tańczyła i lśniła na parkiecie swoją urodą i byciem po prostu sobą.
Ktoś dostrzegał jej niezwykły urok...
Trudno mu było oderwać od niej wzrok. Znużona muzyką i toastami, odczuła nagle efekty wieczoru panieńskiego Jane, postanowiła wrócić do domu. On wstał i poszedł za nią.
- Elizabeth, Lizzy! - zawołał Mark
Przystanęła u podnóża schodów jakoś dziwnie uradowana jego głosem.
Kiedy podbiegł do niej, zapytał
- Mogę cię odprowadzić?
Lizzy uśmiechnęła się i już miała palnąć coś w rodzaju: "Znam dobrze drogę do swojego domu...", ale tym razem uśmiechnęła się zawadiacko mówiąc:
- Dziękuję, będzie mi bardzo miło!
Normalnie, jak nie ona!
Zapadał zmrok. Kiedy dochodzili już do Longbourn, Mark powiedział:
- Słyszałem, że była u ciebie z wizytą moja ciotka.
- Tak - potwierdziła Lizzy i dodała- I nie była to zbyt miła wizyta. Zostałam storpedowana pytaniami i zarzutami.
- Moja ciotka potrafi być bardzo irytująca. Choć muszę przyznać, że jej wizyta odniosła odwrotny od zamierzonego przez nią skutek.
- Tak?
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Mark spojrzał Lizzy prosto w oczy, wziął w swoje jej dłonie i zapytał
- Nie wiem, czy nie obiecuję sobie zbyt wiele po tej wizycie, ale powiedz proszę... Czy istnieje choćby cień szansy na to byś zmieniła swoje uczucia? Moje są nadal pełne miłości do ciebie.
Lizzy patrzyła na niego teraz z poważną miną. Przecież toczyły się poważne rozmowy.
- Mark, ja... Wiem, że za całą tą sprawą z Lidią stoisz ty. I, że to ty doprowadziłeś do zejścia się Jane i Karola. Ja...
- Robiłem to dla ciebie, Lizzy.
- Ja... - kontynuowała Elizabeth - Wstydzę się swoich wcześniejszych słów... Moje uczucia... Teraz przyjmuję twoje słowa z prawdziwą radością i wdzięcznością.
Nie mogło być inaczej:
Mark padł przed nią na kolano i wyciągając pierścień z pięknym i ogromnym kamieniem poprosił Lizzy o rękę.
Nie mogło być inaczej. Elizabeth przyjmuje Marka i tak kończy się historia ich zwariowanych podchodów do siebie...
Zwykle, coś zaczyna się w miejscu, kiedy kończy się coś innego. Dla Lizzy oznacza to koniec mieszkania w Longbourn. Niebawem wyprowadzą się ostatnie dzieci a ona rozpocznie swoją przygodę w Pemberley.
Następnego dnia rozpoczyna swoje szaleństwo segregowania, wyrzucania i pakowania. Jest bardzo podekscytowana i całkowicie oddana tej pracy. W międzyczasie oczywiście przygotowuje się do ślubu. Czyste szaleństwo. W tym wszystkim zupełnie zapomniała o swoich dzieciach. To znaczy owszem rozmawiała z nimi, mijała je z naręczem kolejnych pudeł i walizek, ale nie widziała co tak bardzo je ostatnio zajmuje. A zajmowała ich: Wielka i Tajna Misja!
- O matko i córko! Emmo, czy ty zamierzasz wykarmić cały oddział wojska? Albo zbliża się jakiś kataklizm głodowy? Kto to wszystko zje?
- Oj tam, oj tam... Mamuś, zaprosimy parę osób i się zje. Musze ćwiczyć gotowanie. A najlepiej ćwiczyć, gotując. No nie?
- Ale pamiętaj, że wszyscy się wkrótce wyprowadzimy i powinniśmy zostawić raczej puste lodówki.
- Spoczko, będę puste. Najwyżej zabiorę wszystko w słoikach.
Lizzy wróciła do pakowania. Do kuchni zaglądnął Fryderyk:
- Jak tam ci siostra idzie?
- Mam już tak z 9 i pół. A ty?
- Dzisiaj złowiłem jedną.
- Więc wciąż brakuje nam jednej!
Hm... Co oni tam kombinują?
Kolejny tydzień rozpoczął się od sukcesu w szkole. Oboje przynieśli szóstki.
W towarzystwie taty nasze przed i ostatnie dziecko - weszli w wiek dorosłych i tu w zasadzie powinno zabrzmieć:
Ale: NIE! Jeszcze się trochę ze mną pomęczycie. Hi hi...
Rodzeństwo zjadło ostatni posiłek w rodzinnym domu, do którego już nie wrócą.
Byli już gotowi do wyjazdu. Odwiedzili jeszcze szklarnię, by zabrać ze sobą ostatnie rzeczy:
- Patrz, tez tylko dwa zostały!
- No dobra, bierzemy co jest i zmykamy. Powiedziałam babci, że będziemy jeszcze przed zmrokiem.
Ostatnie dzieci naszego wyzwania opuszczają nasz domek...
Smuteczek.
Emma i Fryderyk żegnają się z mamą.
- Na pewno dasz sobie radę ze wszystkim? - zapytała Emma Lizzy
- Tak córeńko. Za godzinkę przyjedzie Mark zabrać ostatnie kartony.
- To do zobaczenia na weselu! Powodzenia mamuś!
- I wzajemnie kochani. Pozdrówcie babcie. I nie spóźnijcie się na ślub!
I rzeczywiście, niecałą godzinkę później zjawia się w Longbourn Mark. Oboje pakują ostatnie paczki.
Rankiem następnego dnia Lizzy żegna się z miejscem, które dało jej wszystkim dzieciom tyle ciepła i radości.
To miejsce na zawsze zostanie dla nich: Ich rodzinnym domem.
Lizzy jednak żegna się z nim mało wylewnie:
Przecież czeka na nią o wiele większy i piękniejszy dom.
To tutaj rozpoczyna kolejny rozdział swojego życia.
Rozdział, którego już niestety nie będziemy świadkami.
Kochani moi Czytelnicy,
to już niemal koniec naszej przygody z 100 Baby Challenge. Byliście tutaj ze mną przez:
3 i pół roku.
Dziękuję wszystkim za każdy komentarz, za każdy zostawiony po swojej wizycie na moim blogu ślad. To był dla mnie znak, że nie tylko ja dobrze się tu bawię.
Za tydzień zakończenie naszej niezwykłej przygody z 100 Baby Challenge, zapraszam:)