piątek, 26 stycznia 2018

164. Czas żałoby...

Witajcie Kochani!
W naszej rodzince Scott nastał smutny czas żałoby. Najmłodsi bliźniacy: Aleksander i Miłosz zostali tymczasowo zabrani do Windenburga, do domu Mileny. Tam, jej młodsza córka Maja (nie mylić z tą z TS3), zajęła się troskliwie chłopczykami.
Jane i Elizabeth pojechały wraz z Dannym do swojego domu do Barnacle Bay...
Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Dom.
Pusty, cichy, smutny, ciemny, obcy...
Jane i Lizzy nie mówiły nic w drodze do domu. Każda z nich nie mogła pojąć: co się stało? Dlaczego? Wychodząc z limuzyny nie pożegnały kierowcy, nie przytrzymały drzwi Danny'emu. Pobiegły na górę, do swoich pokoików.
Po jakimś czasie Jane cichutko zapukała do drzwi Lizzy. Zaproponowała:
- Przebierzmy się w coś ciemnego...
Elizabeth otarła łzy i spojrzała na siostre
- Masz ładną fryzurkę - powiedziała.
- Chodź Lizzy, uczesze cię tak samo.
Po chwili przytuliły się do siebie i wybuchły głośnym płaczem.
Kiedy nieco się uspokoiły, zeszły na dół.
schodząc po schodach usłyszały, jak Mila przekonuje Danny'ego:
- Potrzebujesz czasu. Ja wiem co mówię. Po śmierci męża czułam jakby mi się świat zawalił. Majka zajmie się chłopcami, dziewczynki zawiozę do babci. Ty przygotuj wszystko do pogrzebu. Umów się z prawnikiem, trzeba odczytać testament.
Jane pobiegła popłakać sobie w ogrodzie a Elizabeth wypłakiwała się do pamiętnika.
Tego dnia, tego poranka rozmawiała z mamą. Miała tak wiele pytań, których nie zadała i już nigdy nie zada...
Kochany pamiętniczku, nie wiem dlaczego jej nie zapytałam...
Nie wiem dlaczego wszystko było ważniejsze od mojego pytania?
Gdybym tylko wiedziała...
W końcu znużona udała się do sypialni mamy.
Czas tu się zatrzymał w miejscu a poduszka mamy wciąż nią pachniała. 
Perfumy J'adore...
Mała Lizzy nawet nie wiedziała kiedy, zasnęła.
Rano Milena pomogła spakować dziewczynki i podała śniadanie. Małe ledwo co zjadły. Nikt nie miał apetytu.

Po uroczystości pogrzebowej złożono ciało  Emily obok mogiły Niny, pierwszej Simmamy.
A kiedy goście poszli i zostali tylko najbliżsi, znowu słychać było jedynie łkanie i zawodzenie.









Żałoba to czas... Potrzeba go dużo, by choć troszkę mniej bolało.










Zapadał zmrok, zrobiło się nieco chłodniej. W pewnym momencie, kiedy dziewczynki poszły do domu do Danny'ego podeszła Lilly
- Wiem, że ci smutno. Czekają cię ciężkie chwile. Zostaw u mnie dziewczynki tak długo, jak będziesz potrzebować...
- Nie! - odmówił może nieco zbyt kategorycznie Danny - Emily by chciała, żeby mieszkały u siebie, w swoich pokojach, wśród swoich rzeczy.
- Zgoda, tylko daj sobie i im trochę czasu. To jest czas żałoby.
Kiedy wróciła do domu, zaprowadziła dziewczynki na piętro:
- Tutaj będziecie teraz mieszkać. Tylko na jakiś czas. Zawsze możecie przyjść do mnie na dół. Wasza mama, kiedy została nastolatką zamieszkała właśnie tutaj.

Rzeczywiście, wszystko tu było bardzo związane z ich mama. Jej babcia, Alicja, wspominała ją z czasów młodości. Tyle, że te opowieści nie pomagały.
Wprost przeciwnie, rozrywały ich dusze. Sprawiały, że żal wracał ze zwiększoną siłą.
Po kolacji Lizzy uciekła do ogrodu.
To tam, na tyłach domu była mogiła Emily.
Po chwili dołączyła do niej Lily.
- Wiem, że cierpisz i że to marne pocieszenie, ale to niedługo minie... Ten czas, to czas żałoby. Jak tylko będziecie mnie potrzebować, wiecie gdzie mnie szukać. A teraz zmykajcie już do łóżeczek. Jutro szkoła...
Dziewczynki już w piżamkach zeszły na dół bo nie mogły zasnąć. Lily zrobiła dla nich filiżanki gorącego kakao. 
Obok siebie położyła pudło i powiedziała:
- Kochane, mam tu pudło pełne fotografii i wspomnień waszej mamy. Jakaś jej część jest tu z nami. Jak tylko zechcecie,zawsze możemy powspominać waszą mamusię...


- Ktoś mi kiedyś powiedział, że dopóki pamięta się o tych co odeszli, dopóty oni są wśród nas.  
Chwilkę przyciszonym głosem powspominała swoją córkę, aż wreszcie dziewczynki stwierdziły, że teraz już zasną.
Poszły na górę.
Wskoczyły pod ciepłe kołderki i od razu zasnęły.
Spały mocnym, zdrowym snem. Stało się tak dzięki ciepłemu kakao? Po miłych opowieściach babci?
A może dlatego, że ktoś czuwał nad nimi z troską pełną miłości?

Cdn.


2 komentarze:

  1. Strasznie przygnębiający post...no ale tala kolej rzeczy. Czas żałoby minie i wszytko będzie tak jakby się nic nie stało. Emily na pewno bedzie odwiedzać swoje dzieci i je wspierać...ale to i tak nie to samo. No cóż...żyje sie dalej.
    Eli i Jane to bystre dziewczynki i na pewno dadzą sobie radę. Najważniejsze że mają siebie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak Ty to pięknie podsumowałaś! Masz absolutną rację! Ten post był dla mnie takim "przecinkiem" do dalszej fabuły, która pójdzie nieco w klimaty mojej ukochanej książki. Nie zabraknie oczywiście miłości, złości i bezradności... Pozdrawiam Cię Uleńko i zapraszam do bloga za tydzień. Tam będę miała dla Was ważne pytanie. Buziaki:)

      Usuń