A wszystko to w tle urodzinowej imprezy naszych bliźniaczek.
***
Wkrótce po urodzinach Charlotty Jane i Lizzy uzyskawszy upragnione szósteczki w szkole, mogły zorganizować imprezę urodzinową.
Zaplanowały ją urządzić wieczorem, tak żeby mogły godnie się przygotować by błyszczeć w pełnej gali w swoim wejściu w dorosłość. Dla Lizzy to był szczególny dzień. Miał on rozpocząć kontynuację challenge'u. Niespecjalnie się teraz tym martwiła, bowiem wybrała sobie idealnego pierwszego tatusia. "Wszystko się jakoś ułoży" powtarzała sobie w myślach.
Dziewczyny udały się na górę, do swoich sypialni. Miały jeszcze całe dwie godziny czasu...
Dlatego też, kiedy ledwie przekroczyła próg swojej sypialni, Lizzy podeszła by uchylić okno i...
zobaczyła idącego w kierunku jej domu George Wickhama. Wpadła w popłoch.
Niczym strzała zbiegła po schodach, by w progu powitać gościa.
George nie wydawał się być speszony faktem przybycia o kilka godzin przed imprezą.
Po zaproszeniu do środka, pewnym krokiem przeszedł do holu, bacznie przyglądając się wystrojowi rezydencji.
Pokiwał głową z aprobatą i zadowoleniem. Dom, jego wyposażenie i wielkość wyraźnie świadczył o pokaźnym majątku właścicieli.
Nie omieszkał zresztą zapytać Lizzy o to zaraz po podaniu herbaty.
- To piękna rezydencja. Od jak dawna jest w twojej rodzinie? Stanowi niezły kąsek dla łowcy posagów. Kto w twojej linii dziedziczy tą posiadłość?
Lizzy zaśmiała się mówiąc:
- Żaden łowca nam nie grozi! Bo to nie jest nasz majątek tylko mojego dalekiego kuzyna Collinsa.
George popatrzył na Lizzy ze zdziwieniem.
George nie wydawał się być speszony faktem przybycia o kilka godzin przed imprezą.
Po zaproszeniu do środka, pewnym krokiem przeszedł do holu, bacznie przyglądając się wystrojowi rezydencji.
Pokiwał głową z aprobatą i zadowoleniem. Dom, jego wyposażenie i wielkość wyraźnie świadczył o pokaźnym majątku właścicieli.
Nie omieszkał zresztą zapytać Lizzy o to zaraz po podaniu herbaty.
- To piękna rezydencja. Od jak dawna jest w twojej rodzinie? Stanowi niezły kąsek dla łowcy posagów. Kto w twojej linii dziedziczy tą posiadłość?
Lizzy zaśmiała się mówiąc:
- Żaden łowca nam nie grozi! Bo to nie jest nasz majątek tylko mojego dalekiego kuzyna Collinsa.
George popatrzył na Lizzy ze zdziwieniem.
- A po jego śmierci...? - pytał dalej
- Pewnie jego dzieci! Mieszkamy tu ponieważ nie mieliśmy ani domu, ani środków do życia...
Później przeprosiła gościa
- Muszę zostawić cie tutaj samego. Zajmę się przygotowaniem do imprezy a ty... W bibliotece obok są książki, jest tez komputer...
Ale Wickham nie słuchał. Dokończył herbatę a kiedy
Lizzy wychodziła wstał, wyciągnął telefon i zadzwonił do, o ile dobrze Lizzy usłyszała niejakiej Marry King.
Dziewczyny bardzo starały się żeby wypaść na swojej imprezie urodzinowej doskonale!
Lizzy w myślach już widziała, jak George spojrzy na nią i zaniemówi...
Tymczasem usłyszały cichutkie pukanie do drzwi a po chwili wyłaniającą się zza nich postać Emily.
- Mama!
Krzyknęły chórem. Emily złożyła córeczkom życzenia i nieco je ponagliła:
- Wyglądacie cudownie, ale nie wiem, czy wiecie, tam na dole już zebrali się wszyscy goście...
Później puściła oko do Lizzy co niewątpliwie miało oznaczać, że czas kontynuować challenge.
Schodziły niczym księżniczki na bal. Prezentowały się rzeczywiście doskonale!
Weszły na salę wzbudzając ogólny podziw. Ktoś z tyłu sali zagwizdał z aprobatą. Padły pierwsze toasty. Ktoś włączył muzykę.
Charlotta krzyknęła:
- Sto lat! Impreza!
Bingley pognał w stronę Jane. A Lizzy nerwowo wypatrywała Wickhama.
Widząc go, uśmiechnęła się i...
Została w miejscu, bo:
Wikham podszedł do innej dziewczyny pytając:
- Hej Marry, zatańczymy?
Lizzy rozczarowana usiadła na fotelu. Czekała na kolejny taniec. Nic z tego, kolejny też zatańczył z Marry. I kolejny.
W końcu oboje zniknęli gdzieś razem.
Lizzy podeszła do baru. Myślała o tym, co takiego złego zrobiła? Za plecami usłyszała głos Marka. "I jeszcze on tutaj!" pomyślała i wypiła duży łyk wina. Prawdziwego wina!
Zakręciło jej się w głowie.
Ktoś zawołał wszystkich na tort urodzinowy.
Oczywiście pierwsza zdmuchnęła urodzinowe świeczki Jane.
Lizzy domyślała się jakie było życzenie jej siostry.
Tymczasem ona sama zdmuchnęła świece bez wcześniejszego wypowiedzenia życzenia "Po co? I tak się przecież nie spełni"
Okazało się, że tego wieczora nie tylko ona miała złamane serce.
Podczas kiedy jedni się bawili...
Inni pracowali...
Danny H. tego wieczoru obsługiwał bar. W sumie lubił to robić a zwłaszcza przygotowywać najbardziej wyszukane egzotyczne drinki swojej ukochanej Nataszy.
Był to ostatni dzień jego pracy.
- Za godzinkę kończę! Pokażemy wszystkim, jak się tańczy...
Jednak kiedy w końcu skończył, nigdzie nie mógł znaleźć Nataszy. Wyszedł poszukać jej w ogrodzie. Kiedy ją wreszcie znalazł...
Stała w towarzystwie obcego mężczyzny. Śmiała się. Mężczyzna masował jej plecy, zapytał:
- To kiedy on wyjeżdża?
- Denny? Jutro popołudniu.
- Jeszcze cały dzień bez ciebie...
- Spokojnie, to tylko jeden dzień kochany. A potem będę już tylko twoja.
Denny wycofał się powoli. Poczuł się okropnie! Zdradzony, osamotniony...
Zupełnie, jak Lizzy. Przysiadł się zresztą do niej mimowolnie skarżąc się na swój los:
- Jutro wyjeżdżam z misją... To niebezpieczna misja. Liczyłem, że ktoś będzie tu na mnie czekał, myślał o mnie... Życie jest niesprawiedliwe!
Lizzy wzdychnęła. Nie chciała mówić o swoich zranionych uczuciach... Siedziała więc i słuchała opowieści młodego żołnierza.
Zaczęło świtać. Denny podziękował jej za wysłuchanie. Potrzebował teraz wsparcia kogoś miłego.
Lizzy poczuła się strasznie zmęczona.
Goście zaczęli opuszczać rezydencję.
Czas iść spać.
Pożegnała Denny'ego i poszła do swojej sypialni.
Wzięła prysznic, założyła na siebie szlafroczek.
Zamiast wskoczyć do ciepłego łóżka poszła do sypialni siostry:
- Jane, nie śpisz jeszcze?
- Nie, chodź kochana. Co się dzieje?
Jane doskonale znała swoją siostrę. Wyczuwała kiedy Lizzy jest w otchłani rozpaczy.
- Bo widzisz... Jane, ja...
- No wykrztuś to z siebie Lizzy!
- Ja nie chcę brać udziału w tym całym challenge'u! Nie chcę być kolejną simmamą!
Czy to koniec naszego wyzwania?
Cdn.
- Pewnie jego dzieci! Mieszkamy tu ponieważ nie mieliśmy ani domu, ani środków do życia...
Później przeprosiła gościa
- Muszę zostawić cie tutaj samego. Zajmę się przygotowaniem do imprezy a ty... W bibliotece obok są książki, jest tez komputer...
Ale Wickham nie słuchał. Dokończył herbatę a kiedy
Lizzy wychodziła wstał, wyciągnął telefon i zadzwonił do, o ile dobrze Lizzy usłyszała niejakiej Marry King.
Dziewczyny bardzo starały się żeby wypaść na swojej imprezie urodzinowej doskonale!
Lizzy w myślach już widziała, jak George spojrzy na nią i zaniemówi...
Tymczasem usłyszały cichutkie pukanie do drzwi a po chwili wyłaniającą się zza nich postać Emily.
- Mama!
Krzyknęły chórem. Emily złożyła córeczkom życzenia i nieco je ponagliła:
- Wyglądacie cudownie, ale nie wiem, czy wiecie, tam na dole już zebrali się wszyscy goście...
Później puściła oko do Lizzy co niewątpliwie miało oznaczać, że czas kontynuować challenge.
Schodziły niczym księżniczki na bal. Prezentowały się rzeczywiście doskonale!
Weszły na salę wzbudzając ogólny podziw. Ktoś z tyłu sali zagwizdał z aprobatą. Padły pierwsze toasty. Ktoś włączył muzykę.
Charlotta krzyknęła:
- Sto lat! Impreza!
Bingley pognał w stronę Jane. A Lizzy nerwowo wypatrywała Wickhama.
Widząc go, uśmiechnęła się i...
Została w miejscu, bo:
Wikham podszedł do innej dziewczyny pytając:
- Hej Marry, zatańczymy?
Lizzy rozczarowana usiadła na fotelu. Czekała na kolejny taniec. Nic z tego, kolejny też zatańczył z Marry. I kolejny.
W końcu oboje zniknęli gdzieś razem.
Lizzy podeszła do baru. Myślała o tym, co takiego złego zrobiła? Za plecami usłyszała głos Marka. "I jeszcze on tutaj!" pomyślała i wypiła duży łyk wina. Prawdziwego wina!
Zakręciło jej się w głowie.
Ktoś zawołał wszystkich na tort urodzinowy.
Oczywiście pierwsza zdmuchnęła urodzinowe świeczki Jane.
Lizzy domyślała się jakie było życzenie jej siostry.
Tymczasem ona sama zdmuchnęła świece bez wcześniejszego wypowiedzenia życzenia "Po co? I tak się przecież nie spełni"
Okazało się, że tego wieczora nie tylko ona miała złamane serce.
Podczas kiedy jedni się bawili...
Inni pracowali...
Danny H. tego wieczoru obsługiwał bar. W sumie lubił to robić a zwłaszcza przygotowywać najbardziej wyszukane egzotyczne drinki swojej ukochanej Nataszy.
Był to ostatni dzień jego pracy.
- Za godzinkę kończę! Pokażemy wszystkim, jak się tańczy...
Jednak kiedy w końcu skończył, nigdzie nie mógł znaleźć Nataszy. Wyszedł poszukać jej w ogrodzie. Kiedy ją wreszcie znalazł...
Stała w towarzystwie obcego mężczyzny. Śmiała się. Mężczyzna masował jej plecy, zapytał:
- To kiedy on wyjeżdża?
- Denny? Jutro popołudniu.
- Jeszcze cały dzień bez ciebie...
- Spokojnie, to tylko jeden dzień kochany. A potem będę już tylko twoja.
Denny wycofał się powoli. Poczuł się okropnie! Zdradzony, osamotniony...
Zupełnie, jak Lizzy. Przysiadł się zresztą do niej mimowolnie skarżąc się na swój los:
- Jutro wyjeżdżam z misją... To niebezpieczna misja. Liczyłem, że ktoś będzie tu na mnie czekał, myślał o mnie... Życie jest niesprawiedliwe!
Lizzy wzdychnęła. Nie chciała mówić o swoich zranionych uczuciach... Siedziała więc i słuchała opowieści młodego żołnierza.
Zaczęło świtać. Denny podziękował jej za wysłuchanie. Potrzebował teraz wsparcia kogoś miłego.
Lizzy poczuła się strasznie zmęczona.
Goście zaczęli opuszczać rezydencję.
Czas iść spać.
Pożegnała Denny'ego i poszła do swojej sypialni.
Wzięła prysznic, założyła na siebie szlafroczek.
Zamiast wskoczyć do ciepłego łóżka poszła do sypialni siostry:
- Jane, nie śpisz jeszcze?
- Nie, chodź kochana. Co się dzieje?
Jane doskonale znała swoją siostrę. Wyczuwała kiedy Lizzy jest w otchłani rozpaczy.
- Bo widzisz... Jane, ja...
- No wykrztuś to z siebie Lizzy!
- Ja nie chcę brać udziału w tym całym challenge'u! Nie chcę być kolejną simmamą!
Czy to koniec naszego wyzwania?
Cdn.
Momencik... Nawet tak nie strasz... Bo teraz to już nie wiem czy to takie było zaplanowane czy to Ty jako Lizzy nie chcesz tego wyzwania? Oby to pierwsze. Tak niedużo zostało tego challengu...
OdpowiedzUsuńPoza tym, nie czytałam "Dumy i uprzedzenia" więc się nie zorientowałam że wplatasz w wyzwanie fabułę tej książki. Z ciekawosci patrzyłam na to w internecie i niestety sobie zaspojlerowałam zakończenie. Ale i tak jestem ciekawa jak to rozegrasz, co się będzie działo... Także...czekam :*
Ula! Jesteś! Oj tam, oj tam... to nie spoilery. Przecież wiadomo, że ta moja historia to BARDZO Luźna interpretacja. I tego się trzymajmy! Co do Lizzy... to ktos tu bedzie musiał zainterweniować. Ciekawe kto... No, ale to w piątek oczywiście. Pozdrawiam cieplutko:)
Usuń