Cieszę się, że zaglądnęliście do mnie. Jak zawsze życzę Wam udanego weekendu i miłej lektury dzisiejszego posta.
Na początek zajrzyjmy może do naszej rodzinki.
W której pozornie: nic się nie dzieje.
Emily uprawia ogród, Mateusz fika na drabinkach.
Olga, jak zwykle "leczy" wszystkie pluszaki.
A nasze trojaczki już za chwilę wyskoczą z kołyski!
Jednak za każdym z tych Simów stoi jakaś historia. Każdego czeka inny simowy los.
Jaki spotka te małe brzdące?
Czas pokaże.
Na razie cieszymy się każdą wspólną chwilą.
Dzieci tak szybko rosną i nie wiadomo kiedy stają się dorośli. Opuszczają swój rodzinny dom.
Chociaż niektórzy wcale tego nie chcą! Uwielbiają swoje dotychczasowe życie i nie chcą opuszczać miejsca, w którym było im tak dobrze. Sebastian i Mikołaj są w złych nastrojach. Tak dobrze im było u mamusi...
Jednak nie ma wyjścia. Takie są zasady:
- otrzymujesz szóstkę w liceum
- zostajesz dorosłym simem
- wyprowadzasz się z domu.
C'est la vie!
Mała Olga nie rozumiała smutku swoich starszych braci:
- Ja to bym się cieszyła na ich miejscu?
Emily spojrzała na swoją córeczkę i z lekkim uśmieszkiem zażartowała:
- A co, jest ci źle w naszym domku?
- Nie, nie o to chodzi. Ale ja już chciałabym być dorosła! Pracować w szpitalu i leczyć prawdziwych pacjentów!
- Aaa, to rozumiem, moja mała pani doktor.
Zaledwie dwa domy dalej, ktoś także chciał podjąć karierę w medycynie. Zobaczmy kto...
A jest ku temu doskonała okazja, bowiem w domu Mileny:
przyszła na świat maleńka kruszynka, druga córeczka: Maja.
Hm... ciekawe po kim ma to imię???
(taka mała prywata, ale pst...)
- Moja maleńka wnusia... - tuliła czule Maję w swoich ramionach Emily.
- Mamo, tulisz tych dzieci całe mnóstwo, jeszcze ci się nie znudziło? - zapytała z zawadiackim uśmieszkiem Mila.
- Nigdy! Bo wiesz: dzieci są do wychowywania a wnuczki do rozpieszczania! - odpowiedziała Emily.
Kiedy dołączył do nich Adam
i przejął opiekę nad niemowlaczkiem, panie mogły spokojnie porozmawiać.
Emily ciekawa była, jak radzi sobie Lily po ciężkiej depresji. Chciała tez wiedzieć, jak radzi sobie w szkole starsza córeczka Mileny, Oliwka.
Milena odpowiadała:
- Z Lily bywa różnie, czasem lepiej, czasem trochę gorzej. Możemy jednak stwierdzić, że powoli wychodzi z czarnej dziury. Najbardziej pomógł jej pewien młody mężczyzna...
- Tak? Kto taki? - zainteresowała się Emily.
Mila uśmiechnęła się.
- Pamiętasz doktora w szpitalu, który opiekował się Lily podczas jej choroby?
- Coś tam kojarzę... - zamyśliła się Emily
- No to własnie jest Zac, jej bliski przyjaciel. Może nawet i ktoś więcej niż tylko przyjaciel. Zresztą poznasz go bliżej podczas kolacji. Bywa u nas częstym gościem.
- To super! - ucieszyła się Emi - A co z moją małą Oliwią?
- Już nie taką małą mamo! Oliwia by zaraz strzeliła focha po takim stwierdzeniu. Własnie szykuje się na bal przebierańców pt.: "Przebierz się w swój przyszły strój do pracy". A, że ona od dziecka przygotowuje się na medycynę, więc...
- Oj, skądś to znam. Musze ją koniecznie zobaczyć!
Emi zrywa się z sofy i już wbiega po schodach na piętro, do pokoju Oliwii.
- Puk, puk... Mogę wejść? - zapytała nie czekając na odpowiedź.
Przed lustrem zobaczyła swoją już całkiem dużą wnuczkę Oliwię. Wyglądała jak...
Jak jej patronka Oliwia, mama Lily. Oj wróciły wspomnienia...
Przypomniała sobie, jak Oliwia, siostra Emily i najukochańsza ciocia Milenki:
zaczynała karierę w blogosferze:
dała kosza swojemu ukochanemu:
czy wreszcie, zaadoptowała małą Lily:
Która niczym Ania z Zielonego Wzgórza, zmieniła swojej nowej rodzinie życie w piękną opowieść.
Teraz stoi przed nami, prawie dorosła, piękna i taka mądra!
- Babcia! - krzyknęła na widok Emily
- Witaj kochanie. Wyglądasz przepięknie!
- To wszystko zasługa genów. Nie ma to jak dobre DNA - odpowiedziała, jak na przyszłą panią doktor przystało, Oliwia. Dodała - Mam ci tyle do opowiedzenia! Tylko...
- Pewnie się spieszysz na bal?
- No właśnie. Ale obiecuję ci babciu, że wpadnę do ciebie po egzaminach!
- No to trzymam cię za słowo kochanie!
Kolacja upłynęła wszystkim w miłej atmosferze. Okazało się, że Zac, jest rzeczywiście, miłym, młodym człowiekiem. Jest prawdziwym dżentelmenem i jak nic, wkrótce pewnie oświadczy się Lily.
Zatem wszystko się dobrze układa. Emily wraca do domu w doskonałym nastroju. Chłopcy (Sebastian i Mikołaj) opuścili już dom. Czas kontynuować nasz challenge.
Jeszcze tego wieczora odwiedza nas przystojny Valentino!
No bo jest przystojny, prawda?
No nic mu nie brakuje! Prawda?
Zatem zostaje kolejnym tatusiem naszej rozgrywki. Emily spodziewa się kolejnego dzidziusia! Jej!
***
Tymczasem w Forgotten Hollow
W świecie wampirów pełnym intryg i zdrad...
Pewna młoda kobietka, Bella, żegna wzrokiem swojego ojca Wielkiego Mistrza Wampirów. Sama nie jest wampirem, ale wie, że funkcja, która od wieków piastuje ród jej ojca, może być niezłym kąskiem dla innych mniej ważnych w hierarchii wampirzych rodów.
Patrzy na oddalającą się postać taty i ma dziwne przeczucia, że stanie się coś złego...
I ma niestety rację.
Widzi go po raz ostatni...
Jednak nie wie jeszcze, jakie tragiczne wydarzenia będą miały miejsce na Wielkim Zgromadzeniu Wampirów.
Pragnie czymś się zająć. Zagłuszyć kłębiące się w jej głowie myśli.
W końcu postanawia przejrzeć szafę...
Może zmieni nieco uczesanie...
- Rany, chyba powinnam zrobić jakieś większe zakupy! Te dżinsy są troszkę za małe... Może nieco zbiegły się w praniu... - pocieszała się i dodała odrobinę pewniejszym tonem - Ale fryzura jest super!
Kiedy już nacieszyła się swoim nowym imagiem ponownie popadła w zły nastrój. Postanowiła zwalczyć go myszkując po zamku - Tyle tu zakamarków, tajnych skrytek, wielkich kufrów, tajemniczych sekretarzyków...
I zbiegła schodami na dół
- Zacznę od piwnic...
***
Słońce wschodziło coraz wyżej, raniąc swoim blaskiem zbierających się na wcześniej nieplanowanym Wielkim Zgromadzeniem Wampirów. Sam fakt zwołania tego wydarzenia był bardzo niepokojący.
Przedstawiciele największych wampirzych rodów przybywali z całego simowego świata zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi.
A chodziło, jak zawsze o pieniądze i o władzę...
Jako pierwszy zjawił się nieprzypadkowo: Caleb Vatore.
Tak naprawdę to on stał za tym wszystkim. Miał do wykonania pewien niecny plan. Realizował go bezdusznie punkt po punkcie. Wyszkolił swoich synów, rozsiał niedorzeczne plotki wzbudzające niepokój o całą wampirzą rasę i wreszcie przygotował zasadzkę na największego swojego wroga: Vladislausa Strauda.
Stanął przed jego portretem a w głowie miał tylko słowa:
- Już niedługo tu powisisz... Czas na zmiany!
I oczyma wyobraźni już widział swój własny obraz wiszący na jego miejscu.
Wielkie Zgromadzenie otwarł mistrz ceremonii Cedric Wielki, który niezwłocznie oddal głos Wielkiemu Mistrzowi Wampirów - Vladislausowi Straudowi.
Vladislaus nie przebierając w słowach skrytykował postawę niektórych wampirów. Jednak w jego przemówieniu zabrakło czegoś. Ognia? Odpowiedniej retoryki? Może i nawet ostrych argumentów.
Słuchacze cicho szeptali, że brakuje mu czegoś, że już jest stary, że nie ma charyzmy i siły...
Niektórzy wstawali podczas jego przemówienia z zamiarem opuszczenia sali. Czegoś takiego jeszcze tutaj nie było.
Jednak to wszystko było ukartowane. Za tym wszystkim stał nie kto inny, jak
Caleb Vatore.
Potrafił kilkakrotnie przerwać przemówienie, wyciągając nic nieznaczące uwagi. Byleby tylko wprowadzić zamęt i niepewność.
W końcu zarządzono przerwę dla ostudzenia atmosfery.
Caleb wiedział już co stanie się własnie podczas tych 15 minut...
Vladislaus był poruszony całą tą sytuacją. Nie chciał walczyć z żadnym ze znajdującym się tu wampirów. Tak naprawdę to marzył jedynie o tym by wrócić na zamek, do swojej córeczki, by zasiąść za organami, by napić się lampki krwistego wina...
I właśnie w tym momencie, gdy przechadzał się chłodnymi korytarzami starego dworu, dołączył do niego Bartek.
- Jak tam się sprawuje na pańskim zamku moja siostrzyczka Bella?
Ten temat podziałał na Vladislausa ożywczo (cytując moją ukochaną Jane Austen), niczym woda źródlana.
Zaczął swoją opowieść o jej niezwykłej wrażliwości, inteligencji i poczuciem humoru.
Podczas swojej opowieści o Belli nawet nie zauważył, jak wychodzą wprost na dziedziniec całkowicie oświetlony słońcem.
Wszystko to trwało nie więcej niż kilka sekund:
Bartosz błyskawicznie odwrócił się od nieprzestającego mówić o swojej ukochanej córeczce Mistrza, wskoczył pod arkadę budynku. Coś wysyczał, pewnie jakieś zaklęcie zamykające przejście. I odszedł. Zostawiając Vladislausa w blasku słońca niczym w pułapce bez wyjścia.
Właśnie w czasie, gdy Caleb przekonywał przedstawicielkę czarownic, Abigail, do przejścia na jego stronę, tuż za oknami umierał w bólu od raniących go promieni słońca Vladislaus.
W otaczających go parzących płomieniach Vladislaus prosił o jedno:
- Nie krzywdźcie mojej córki, ona nie ma nic wspólnego z nami, wampirami! Ona jest taka dobra...
Kiedy nadszedł Mroczny Kosiarz usłyszał tylko:
- Ona jest taka niewinna...
A potem zapadła śmiertelna cisza, w pełnym tego słowa znaczeniu.
W chwili gdy Vladislaus dokonywał swojego ziemskiego żywota Bartosz pochylił się nad głową Caleba i wyszeptał:
- Zadanie wykonane! - i dodał nieco głośniej - Mistrzu.
Nazwano go Mistrzem!
Caleb uśmiechnął się zwycięsko. Udało się!
Teraz zostaje już jedno:
musi przejąć zamek!
Co stanie się z naszą z Bellą???
***
A w naszej rodzince... po kilku dniach
Przychodzą na świat bliźnięta:
Karolinka (71) i Krzyś (72)
Cdn.
Oliwia i Olga są po prostu cudowne. Mała Marysia też skradła moje serce. Zresztą jak większość dzieciaków z tego wyzwania. Mam nadzieję, że Caleb spali się w piekle za swój plan..
OdpowiedzUsuńPS U siebie też zaczęłam ten challenge 16/100 już <3
Będę Ci kibicować! To bardzo wymagające wyzwanie, ale i satysfakcjonujące dla tych, którzy nie ulegli rutynie i ogólnie panującej jednostajności. Życzę Ci dużo pomysłów na "zapchanie" treści pomiędzy narodzinami, urodzinami i wyprowadzkami Simów. W razie jakichkolwiek załamań możesz na mnie liczyć. Wesprę Cię siłą woli i moimi nieco zwariowanymi pomysłami. Ściskam Cię serdecznie i życzę powodzenia:)
Usuń