poniedziałek, 25 grudnia 2017

Blogmas 10 ❄🎄🎁 Wesołych Świąt Kochani 💜

Wesołych Świąt!
Witam Was w ostatnim spotkaniu świątecznych Blogmasów. Dziękuję za to, że zaglądaliście tutaj i za wszystkie życzenia. Jesteście Kochani!
Tymczasem wracamy do TS4 i do Ukrytej Polany, coś wtedy...
***
Poczułam... A nie powinnam...
Powoli się odsunęłam od Adama. Wciąż patrząc mu w oczy cicho szepnęłam:
- Przepraszam cię, nie mogę.
I...
uciekłam.
Oczywiście! Bo to cała ja!
Pora zejść na ziemię, muszę przestać zachowywać się, jak zakochana małolata. Biedny Adam stał tam i pewnie rozmyślał, co takiego złego zrobił, czy powiedział.
Następnego dnia, gdy zeszłam na śniadanie...
Hm, było trochę niezręcznie. Adam siedział w rogu kuchni pochłonięty czytaniem książki. Wyraźnie mnie ignorował.
Maria, zwana przez wszystkich Mery, doskonale wyczuła niezręczność sytuacji.
Spojrzała na mój planner i z nieźle udawanym zainteresowaniem zapytała:
- Co to jest?
- Happy Planner Create 365!
- Jej, piękny! Ale trochę ci się już porysował...
- Wiem, ale torba do niego i akcesoria są trochę drogie...

I tak gadając bez sensu o wszystkim i o niczym nadszedł czas opuszczenia domu, który bardzo polubiłam. Tak, jak i jego mieszańców.
I o ile Mery i Anton pożegnali mnie naprawdę ciepło, o tyle Adam jedynie coś burknął znad lektury.
Aż Antoni nie wytrzymał i zwrócił mu uwagę:
- Adam, Maja wyjeżdża!
Wtedy unosząc niespiesznie wzrok znad książki powiedział:
- Do widzenia.
A więc:
- Do widzenia - odpowiedziałam. Ostatecznie sama się o to prosiłam...
Kolejnym i zarazem ostatnim punktem mojego planu była Willa Lilly.
To właśnie w tym domu planowano wigilijne spotkanie rodziny Scott.
Nic więc dziwnego, że byłam tu bardzo, ale to bardzo potrzebna...


I to zarówno ze względu na mieszkających tu Simów, jak i...










Samego domu, który składał się w jakiś 90% z modów.

Zatem teraz wygląda tak.





O ile ubranie Simów i podstawowe wyposażenie wnętrza na parterze zajęło mi zaledwie kilka godzin.


O tyle planowanie zagospodarowania kolejnych pomieszczeń, jak i świątecznych dekoracji...







Pochłonęło kilka ładnych dni. Nie było łatwo, ale dałam radę.
W tym czasie podrosły mi włosy do długości sprzed wyjazdu.

W tym czasie niestety Adam nie odezwał się nawet słowem, telefonem, sms-em...
Trudno.

W końcu nadszedł ten dzień.
Ostatni dzień mojego pobytu w tym przedsięwzięciu. Przygotowałam drobne prezenty, jak na wigilijny czas przystało.
Nasze starsze Simmamy przygotowywały natomiast kolację. Zapachy z kuchni pobudzały apetyt i sprawiały, że dom stawał się jeszcze bardziej przytulny.
Późnym popołudniem zaczęli schodzić się goście. Nie było wśród nich Adama, niestety.

Nadszedł czas pakowania rzeczy. Później dołączę do wigilijnej:









kolacji,



opowieści wigilijnych i oczywiście









kolędowania.
Zrobiło się późno, kiedy chcąc pożegnać się z Emily, wyszłam na taras.






I to, co zobaczyłam...
Ojej...

Nie chcąc przeszkadzać im, w tej niezwykłej chwili, powolutku wycofałam się do salonu.

Usłyszałam jedynie:
Tak, oczywiście zostanę twoją żoną!




Byłam szczęśliwa, wszystko się dobrze ułożyło.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Może to... - pomyślałam z nadzieją.
I tak, to był ON, Adam!
- Chyba nie chciałaś wyjechać bez pożegnania - powiedział i dodał

- Maju, chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie. Źle widocznie odczytałem twoje intencje i byłem zbyt natrętny.
- Ja nie... - chciałam zaprzeczyć, coś powiedzieć. Jednak Adam mówiąc:






- Przepraszam cię Maju, mam coś dla ciebie. Poczekaj.
Wyszedł. Po chwili wrócił z prezentem zapakowanym w kolorowy papier.






- To drobiazg, ale myślę, że ci się przyda.
Wręczył mi paczkę, odwrócił się i

wychodząc rzucił:
- Powodzenia, życzę ci dużo szczęścia.

Jak zwykle zostałam bez słowa.

Rozpakowałam prezent



Dostałam torbę na mój planner. Oryginalną! I piórnik z cienkopisami.
Więc jednak słuchał mnie uważnie.
Dopakowałam resztę rzeczy i już miałam opuścić willę Lili, kiedy usłyszałam głos Emily:
- Maju, tak  bardzo ci dziękuję za wszystko. Jestem taka szczęśliwa, Danny mi się oświadczył.
- Tak, widziałam, gratuluję!
- Życzę ci szczęśliwego powrotu do domu.
- Dziękuję Emi, myślę, że szybko minie mi podróż.

Tak było. Nocą podziwiałam jeszcze blask latarni w Wierzbowej Zatoczce a
rankiem już mogłam cieszyć się swoim miastem, Sunset Valley. Ale, czy rzeczywiście się cieszyłam...
Tęskniłam, tak bardzo tęskniłam. Dlatego też pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po powrocie do domu,
było włączenie komputera.
Ciekawe, gdzie też się wybiera...
No właśnie, zobaczmy...
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku Kochani:)

sobota, 23 grudnia 2017

Blogmas 09 ❄🎄🎁 Jesteś najlepszym Prezentem...💜

Tak więc oto, jak napisała moja Czytelniczka Ula: nastał koniec ery Emily. Mamy jednak kolejną Simmamę, więc challenge trwa nadal.

Może to głupie, ale dla mnie simowy (TS4) świat często jest ucieczką od codzienności, nerwowego otoczenia, złych wiadomości (w sensie telewizyjnych). Uwielbiam ten świat, który w dużej mierze sama kreuję i tworzę. Świat pozbawiony przemocy, no chyba , że sama ją wymyślam. To taki mój azyl, miejsce w którym czuję się bezpiecznie.
***
Długo zwlekałam z tą wizytą. Wiedziałam jednak, że w końcu będę musiała ruszyć się i dojechać do Wierzbowej Zatoczki. W duszy obawiałam się swojej własnej reakcji na:
NIEGO!
I oczywiście, bo jakżeby inaczej, drzwi otworzył mi właśnie ON, Adam.

Powitał mnie niezwykle ciepło i serdecznie:






Tak, jak wita się dawno niewidzianego Przyjaciela. 
Chociaż może nieco zbyt długo przytrzymywał mnie w swoich ramionach, jak na przyjacielskie powitanie?

- Wszyscy już czekamy niecierpliwie w salonie.


Nie ma dziwne...
Biedna rodzina, chyba powinnam zacząć całe to naprawianie braku modów od nich! Przepraszając ich za zwłokę od razu zabieram się do pracy. Zaczynam od CAS:
- To dla nas najlepszy prezent świąteczny ever!
Stwierdzili zgodnie, po czym Mery dodała:
- Dałaś nam nowe życie! Mam wrażenie, że teraz możemy robić wszystko. Co tylko nam się wymarzy...
Antoni, również pozytywnie zakręcony zapytał, raczej retorycznie, Adama:
- Chłopie, gdzie ty ją znalazłeś?
po czym oświadczył:
- Teraz my z Mery zajmujemy się kolacją a wy macie jakieś 45 minut dla siebie.
Chciałam przejść się po okolicy. Adam pokazywał mi kolejne, jakże dla mnie mile widziane, miejsca. Zmęczeni usiedliśmy na ławeczce. I właśnie wtedy zrobiło się nieco niebezpiecznie ...
Dla mnie...
Adam się niby przeciągnął, niby przypadkiem chciał otoczyć mnie swoim ramieniem. Moja czujność wychwyciła ten moment i nieco obawiając się ciągu dalszego rozwoju wydarzeń, zerwałam się jak poparzona mówiąc:
- Ooo, czyżby Mery wołała nas na kolację?
Co tu dużo mówić: zwyczajnie, jak tchórz, uciekłam...
I gdybym tylko zachowała się, jak na normalnego człowieka przystało i powiedziała, wyjaśniła...
Ale nie! Ja to zawsze muszę skomplikować sobie życie. 
O czym przekonałam się jeszcze tego samego wieczoru.



Podczas kolacji Maria spojrzała na mnie oczyma pełnymi troski:
- Oj Majeczko, źle wyglądasz. Jesteś pewnie strasznie zmęczona. Przygotowałam ci, mam nadzieję, wygodne miejsce w swoim pokoju. Chodź, zaprowadzę cię tam...

Niespełna godzinkę później, umyte i przebrane w piżamki udawałyśmy się do swoich ciepłych, mięciutkich łóżeczek.
Mery przygotowała mi iście królewskie warunki!
- Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Dobranoc.
- Dobranoc i dziękuję.

Właśnie zapadałam w słodki, lekki sen... Unosiłam się nad ziemią, dryfowałam w przestworzach... Kiedy ściągnęło mnie brutalnie na ziemię - pukanie do drzwi.
W pierwszej chwili nie zaskoczyłam, o co chodzi? Jednak po chwili, kiedy ponownie usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, otwarłam oczy i skojarzyłam, gdzie jestem.
Wyszłam spod kołdry, wsunęłam stopy w kapcie i otworzyłam drzwi...
- Tylko nie mów, że już spałaś?! - zapytał ze zdziwieniem Adam
- Nie spałam... - odpowiedziałam bez emocji w głosie. Ziewnęłam niechcąco. Wszystko stało się jasne.
- Sorki, nie pomyślałem...A powinienem...W końcu Mery chodzi spać z kurami. Chciałem... Czy moglibyśmy udać się w jedno miejsce?
Wciąż jeszcze nie dokońca rozbudzona, spytałam:
- A dasz mi pięć minut?
Dał mi dużo więcej czasu.
Czekał cierpliwie na werandzie a kiedy w końcu przyszłam, usłyszałam:
- Jest takie magiczne miejsce, do którego chciałbym cię zabrać. Czekałbym i dużo więcej, żeby tylko tam z tobą pójść...
Szedł trzymając moją dłoń w swojej ciepłej, dużej, męskiej dłoni. Nagle zatrzymał się przed jednym dość charakterystycznie wyglądającym drzewie, odwrócił się w moją stronę i szepnął dość tajemniczo:
- To niezwykłe, magiczne miejsce, w którym nigdy nie zapada zmrok. Chciałbym żebyś go mogła zobaczyć...
Kiwnęłam bez słów głową... Kurcze, nie chciałam tego mówić, ale doskonale wiedziałam gdzie prowadzi to drzewo. Znałam tą polanę...
No własnie: znałam, ale nie widziałam. Bo kiedy ją zobaczyłam  znowu, jak zwykle, zabrakło mi słów...
Bo i jakie słowa będą w stanie opisać taki widok?
Poczułam za sobą Jego oddech. Zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. 
- Zostań ze mną Maju - szepnął - Wciąż uciekasz, wymykasz mi się... Pozwól mi się sobą zaopiekować...

Pochylił się i pocałował mnie w policzek
- Kocham cię, jesteś moim najlepszym prezentem w życiu...
Spojrzałam w jego piękne piwne oczy. Przez jedną simosekundę pomyślałam:
Taak, byłoby naprawdę cudownie... 💜

Cdn.